Bora Milutinović - człowiek do zadań specjalnych

Na stałe zapisał się w encyklopedii futbolu pod hasłem obywatel świata. Prowadził pięć różnych reprezentacji na pięciu kolejnych mundialach. Teraz wraca z nową misją

Aktualizacja: 03.05.2009 01:13 Publikacja: 03.05.2009 01:01

Bora Milutinović

Bora Milutinović

Foto: AFP

Serb znalazł sobie niecodzienne hobby: wyciąga drużyny z piłkarskich peryferii. Nadaje im charakter, zawodników przekonuje, że mogą wygrywać nawet z silniejszymi, że nie muszą się bać nikogo, bo nie mają nic do stracenia. Dogaduje się z nimi bez problemów, włada biegle kilkoma językami.

Właśnie podjął się kolejnego wyzwania. Kilka tygodni temu został selekcjonerem Iraku, zespołu wprawdzie utytułowanego, ale poza swoim kontynentem nieznaczącego zbyt wiele. Na razie poprowadzi mistrzów Azji w czerwcowym turnieju o Puchar Konfederacji w RPA (zagrają w grupie z Hiszpanią, gospodarzami i Nową Zelandią), czyli próbie generalnej przed przyszłorocznym mundialem. Ale niewykluczone, że spędzi tu trochę więcej czasu. – Jeśli będą wyniki, przedłużymy umowę – zapowiada Najih Humoud, prezes irackiej federacji.

[srodtytul]Meksyk – drugi dom [/srodtytul]

Milutinović zastąpi Jorvana Vieirę. Jak pokazuje historia, łatwo mieć nie będzie. Brazylijczyk pracował z kadrą Iraku dwukrotnie. W 2007 roku zdobył z nim Puchar Azji, zwycięstwo w finale nad Arabią Saudyjską wywołało ogólnonarodową euforię w kraju pogrążonym wojną. Vieira zrezygnował, bo miał dość niestabilnej sytuacji w związku.

Spokoju nie znalazł również w klubie Sepahan. Z finalistą azjatyckiej Ligi Mistrzów podpisał półtoraroczny kontrakt, został wyrzucony już po sześciu miesiącach. Drugie podejście do reprezentacji nie było tak udane, Vieira trafił tu po przegranych eliminacjach mistrzostw świata 2010. Dwa remisy i dwie porażki wystarczyły do zwolnienia.

Szejkowie za wcześnie uwierzyli w cudowne zdolności piłkarzy, marzyli o pojedynkach z prawdziwymi potęgami. Największym osiągnięciem Iraku było czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Atenach, na mundialu wystąpił tylko raz: w 1986 roku przegrał wszystkie mecze.

Milutinović wówczas zaczynał pracować na swoje nazwisko. W Meksyku zakończył karierę piłkarską, tam też zamieszkał i założył rodzinę. Sukcesy z klubem Pumas UNAM zostały zauważone, posada w reprezentacji już czekała na nowego trenera. Z Meksykiem osiągnął najlepszy wynik na mistrzostwach świata, był o krok od awansu do półfinału. Odpadł z walki o medale po porażce z RFN w serii rzutów karnych 1:4.

Cztery lata później we Włoszech Milutinović potwierdził swój geniusz. Kostaryka miała dostarczać punkty rywalom, a okazała się lepsza od Szkocji i Szwecji, z Brazylią przegrała nieznacznie. Sił i umiejętności zabrakło w drugiej rundzie na Czecho-Słowację (1:4).

[srodtytul]Piłka od podstaw[/srodtytul]

Prawdziwej rewolucji, przede wszystkim mentalnej, dokonał w Stanach Zjednoczonych. Piłka nożna ustępowała tam popularnością nie tylko koszykówce, hokejowi czy baseballowi, ale również kilkudziesięciu innym dyscyplinom. Milutinović zaczął nadrabiać zaległości w wiedzy Amerykanów, którzy za kilka lat mieli gościć najlepszych piłkarzy z całego świata.

W USA nie istniały jeszcze rozgrywki ligowe, Milutinović zabrał więc zawodników - grających głównie w Europie – na ponadroczne zgrupowanie. Efekty były widoczne gołym okiem. Amerykanie wyszli z grupy, na drodze stanęli im dopiero Brazylijczycy. Gospodarze pozwolili strzelić późniejszym triumfatorom tylko jedną bramkę. Mecz odbył się 4 lipca, w dniu święta narodowego. Impreza zakończyła się sukcesem organizacyjnym: średnia frekwencja na meczu wyniosła blisko 70 tys. widzów. Większej nie było na żadnym mundialu.

Na mistrzostwa świata w 1998 roku awansował z Meksykiem, ale do Francji pojechał z Nigerią. Długo próbował znaleźć wspólny język z piłkarzami, którzy chcieli, by ich trenerem nadal był Jo Bonfrere. Holender wywalczył z nimi złoto na igrzyskach w Atlancie, ale nie mógł zostać, bo pokłócił się z szefem nigeryjskiej federacji. Zawodnicy w końcu zaufali nowemu szkoleniowcowi, pokonali nieoczekiwanie Hiszpanię 3:2, a potem rewelację poprzedniego turnieju – Bułgarię. Później zabrakło im chyba motywacji, pewni awansu w ostatnim spotkaniu grupowym przegrali z Paragwajem, a w drugiej rundzie dostali srogą lekcję od Duńczyków 1:4.

[srodtytul]Idol razy miliard [/srodtytul]

Kluby to oddzielny rozdział w życiu Milutinovicia. W Udinese wytrzymał tylko dziewięć meczów w Serie B. Z MetroStars zanotował najgorszy sezon w historii MLS, fatalny bilans (4 zwycięstwa – 3 remisy – 25 porażek) nie zepsuł jego wizerunku cudotwórcy.

W Chinach znów był bohaterem, czuł wsparcie miliarda ludzi. Nie miał jednak dobrych stosunków z władzami związku i jeszcze przed rozpoczęciem imprezy stwierdził, że po turnieju w Korei i Japonii zamierza odpocząć od stresującego zajęcia. „Będę miał wtedy 60 lat. To w sam raz na emeryturę” – przyznał w rozmowie z dziennikiem „Huaxi Dushi”.

Chińczycy zostali rzuceni na głęboką wodę, w debiucie na mundialu nie zdobyli punktu ani bramki, ale zostawili po sobie pozytywne wrażenie. – Moi piłkarze wiele się tu nauczyli. Jestem zadowolony z ich gry i ducha walki. To młoda drużyna, z przyszłością – przekonywał po ostatnim meczu grupowym z Turcją (0:3), późniejszymi brązowymi medalistami. Zespół prowadzony przez Milutinovicia po raz pierwszy nie awansował do następnej rundy, wcześniej nie wytrzymał też zderzenia ze zmierzającą po piąty tytuł Brazylią i Kostaryką.

[srodtytul]Misja w Iraku[/srodtytul]

– Kiedy przegrasz, nie licz na oferty – żartował po swoich ostatnich mistrzostwach świata. Na brak propozycji nie narzeka jednak do dziś. Latem 2003 roku wydawało się, że obejmie reprezentację Serbii, ale to byłoby wbrew jego zasadom. On potrzebował większego wyzwania, dlatego postanowił poświęcić dla ideałów marzenie każdego trenera – pracę z kadrą swojego kraju.

Mimo zaawansowanych rozmów z serbską federacją przyjął nagle ofertę Hondurasu. Równie szybko z niej zrezygnował. Zła atmosfera, nieprzychylne komentarze działaczy i mediów dały mu wystarczająco w kość. Na Jamajce barierą nie do przejścia okazały się pieniądze. Odszedł, gdy w listopadzie 2007 roku zerwano negocjacje dotyczące wysokości nowego kontraktu.

Misja w Iraku nie będzie należała do najprostszych. Przyszłoroczny mundial w RPA Milutinović na pewno obejrzy z trybun – tak jak ostatni w Niemczech – lub przed telewizorem. Na ławce trenerskiej podczas turnieju może usiąść najwcześniej za pięć lat, w Brazylii. Wątpliwe, by prowadził wtedy jeszcze Irak, ale może do tego czasu znajdzie inną pracę, awansuje na sam szczyt z szóstą już reprezentacją i znów zadziwi świat.

Serb znalazł sobie niecodzienne hobby: wyciąga drużyny z piłkarskich peryferii. Nadaje im charakter, zawodników przekonuje, że mogą wygrywać nawet z silniejszymi, że nie muszą się bać nikogo, bo nie mają nic do stracenia. Dogaduje się z nimi bez problemów, włada biegle kilkoma językami.

Właśnie podjął się kolejnego wyzwania. Kilka tygodni temu został selekcjonerem Iraku, zespołu wprawdzie utytułowanego, ale poza swoim kontynentem nieznaczącego zbyt wiele. Na razie poprowadzi mistrzów Azji w czerwcowym turnieju o Puchar Konfederacji w RPA (zagrają w grupie z Hiszpanią, gospodarzami i Nową Zelandią), czyli próbie generalnej przed przyszłorocznym mundialem. Ale niewykluczone, że spędzi tu trochę więcej czasu. – Jeśli będą wyniki, przedłużymy umowę – zapowiada Najih Humoud, prezes irackiej federacji.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?