Pierwszy mecz piłkarzy Legii po wakacjach był znacznie lepszy od tego, co w Sosnowcu zaprezentowała Wisła Kraków.
Wicemistrzowie Polski nie pokazali w Warszawie żadnego nowego zawodnika, bo poza Marcinem Mięcielem, który wszedł w drugiej połowie witany owacyjnie przez kibiców, nikogo takiego nie mieli. Roger nie mógł grać z powodu czerwonej kartki z poprzedniego sezonu. Nie widać było jego braku, a jego miejsce w pierwszej jedenastce wcale nie jest pewne, gdy powrócił do zespołu po wyleczeniu kontuzji Sebastian Szałachowski.
Grał on już na skrzydle, w napadzie, teraz Jan Urban znalazł mu miejsce za jedynym napastnikiem Adrianem Paluchowskim. Szałachowski pokazał to, z czego słynie i za co lubią go kibice. Był jak dawniej bardzo szybki i waleczny.
Wczoraj bramkę Olimpi atakowali wszyscy legioniści, w dodatku w urozmaicony sposób. Już w pierwszych minutach, po faulu na Macieju Iwańskim, Tomasz Kiełbowicz strzelił z wolnego tuż obok słupka.
Prowadzenie dla Legii zdobył Paluchowski w 19. minucie. Piotr Giza podał mu prostopadle do bramki, bramkarz Micheil Arawidze, jeden z najlepszych w swojej drużynie, wyszedł zbyt daleko i legionista lekko kopnął piłkę obok niego. Przed przerwą Legia miała jeszcze dwie bardzo dobre sytuacje. Najpierw Szałachowski nie zdążył do piłki lecącej wzdłuż bramki, potem strzał głową Krzysztofa Ostrowskiego z 12 metrów efektownie obronił bramkarz.