Dla kilku gwiazd futbolu i reklamy każdy mecz do końca obecnych eliminacji będzie jak mały finał. Portugalia Cristiano Ronaldo gra dziś o utrzymanie się na powierzchni z Danią, Francja Francka Ribery z Rumunią, Argentyna Leo Messiego z Brazylią Carlos Queiroz przegrał kiedyś z Portugalią walkę o Euro 92 i mundial w 1994 r., a teraz, po powrocie do pracy z reprezentacją, zmierza ku kolejnej katastrofie. Jego drużyna jest o cztery punkty od miejsca barażowego, ma przed sobą jeszcze tylko dwa mecze u siebie i na razie pokonała w grupie jedynie Maltę i Albanię (szczęśliwie).
W sobotę Portugalczycy grają na wyjeździe z niepokonaną dotychczas Danią, w środę z Węgrami, głównymi rywalami w walce o baraż. Queiroz wie, co go czeka, jeśli nie zdobędzie w najbliższych dniach co najmniej czterech punktów. – Taki mam zawód, że jak się tu nie uda, mogę pójść gdzie indziej. A jak będę musiał, to mogę też pracować na zmywaku – mówił przed meczem z Duńczykami. Dotychczasowe niepowodzenia trener tłumaczy odmładzaniem drużyny i zmianami w ustawieniu. A jak napisał dziennik „Record", gdy każdy mecz jest nowym początkiem, to można nie zdążyć na metę.
Queiroz wiele zmienia, ale jedno pozostaje bez zmian: Portugalia jest absurdalnie wręcz nieskuteczna. I niepewna siebie, wciąż zatruta porażką z Danią na początku eliminacji, gdy straciła u siebie trzy gole – i prowadzenie 2:0 – w ostatnich siedmiu minutach meczu. Na nieskuteczność Queiroz znalazł jedną receptę: Liedsona, naturalizowanego niedawno Brazylijczyka, który dla Sportingu Lizbona strzelił już ponad 100 goli. Na niepewność siebie sposób jest jeden: pokonać wreszcie mocnego rywala. Duńczycy stracili przed dzisiejszym meczem aż ośmiu piłkarzy, m.in. zdyskwalifikowanego bramkarza Thomasa Soerensena, kontuzjowanych Thomasa Kahlenberga i Daniela Aggera.
Szwecja jest w jeszcze gorszej sytuacji niż Portugalia, bo ma gorszy bilans bramek, gorszy terminarz i do tego groziło jej, że dziś z Węgrami zagra bez kontuzjowanego Zlatana Ibrahimovica. Napastnik Barcelony walczył o ten występ do końca, w piątek po treningu zapowiadał, że mimo bólu kolana będzie chciał pomóc drużynie. Sytuacja w tej grupie jest taka, że firma Nike niemal na pewno będzie się musiała pogodzić z nieobecnością w RPA któregoś ze swoich słupów reklamowych: jak na mundial pojedzie Cristiano, to kosztem Zlatana, i odwrotnie.
U innej biznesowo-sportowej potęgi jest niewiele spokojniej: na razie niepewne awansu są trzy i kilku trybów machiny reklamowej Adidasa. Pierwsza to Niemcy, którzy wprawdzie prowadzą w swojej grupie, ale Rosja (też Adidas, ale od niedawna) ma ich na wyciągnięcie ręki, a piłkarze Loewa od kilku miesięcy nie zagrali dobrego meczu. Drugą jest Francja, na razie tylko na miejscu barażowym ze stratą pięciu punktów do Serbii i czekającym ich już w środę meczem w Belgradzie. Żeby nie jechać tam w panice, Francuzi muszą wygrać dziś z Rumunią. Wicemistrzowie świata są nieskuteczni jak Portugalczycy – nawet z Wyspami Owczymi wygrali ostatnio tylko 1:0 – i mają trenera, na którego widok przeciętny kibic we Francji ciska tym, co ma pod ręką. – Bez przesady, gdy wchodzę do metra, czuję się bezpieczny – mówi trener Raymond Domenech. – A że kibice na nas gwiżdżą i buczą? To już taki narodowy zwyczaj. Jeden czy kilku durni coś krzyknie, a reszta się dołącza, sama nie wie dlaczego. Jeśli ludzie buczą po meczu, rozumiem: zapłacili, rozczarowali się, dają temu wyraz. Ale podczas meczu? To już lepiej wstańcie i wyjdźcie – mówi Domenech. Jeśli wyjdą dziś podczas meczu z Rumunią, mogą szybko nie wrócić.