Ilu statystyk by wiceprezes Antoni Piechniczek nie zestawił, w ile delegacji jeszcze nie pojechał, na końcu będzie musiał dojść do tego samego wniosku co ci wszyscy, którzy bojkotują PZPN: staliśmy się 40-milionową wioską wyrzuconą na peryferie futbolu.
Jeśli przeliczyć liczbę mieszkańców i bogactwo kraju na znaczenie w tej dyscyplinie sportu, to być może jesteśmy nawet rekordzistami świata w marnowaniu możliwości.
[srodtytul] Znikąd pociechy[/srodtytul]
W naszej wiosce żyje się całkiem komfortowo. Można zarobić w każdej roli: piłkarza, działacza, trenera. Sponsorzy są, telewizje dobrze płacą za prawa do meczów. Za prawa do ligi nawet absurdalnie dobrze. Ale to nas w żaden sposób do świata nie przybliża. Benzyna się leje, ale koła buksują albo samochód jeździ wkoło.
Nie chodzi o brak awansu na mundial w RPA. Sławniejsi od nas na niego nie pojadą. Drużyn, które grały półtora roku temu w Euro, a teraz są w gruzach, jest kilka. Ale innym zostanie coś na pocieszenie. Turkom kluby w Lidze Mistrzów i wpływowy wiceprezes UEFA Senes Erzik, Czechom piłkarze w wielkich europejskich drużynach. Rumunom i klub w Lidze Mistrzów, i sławy za granicą. Polsce zostają rezerwowi bramkarze w wielkich klubach i Euro 2012, którego będziemy się trzymać jak niepodległości, bo to już nasz ostatni most do wielkiego świata.