Jeśli drużyna z Rosji sprawia sensację w meczu na Zachodzie, w dodatku późną jesienią, to nie musi to być nawet klub z miasta, w którym studiował Lenin – a w Kazaniu studiował – żeby gazety były pełne tytułów o “rosyjskiej rewolucji”.
Hiszpańskie były wczoraj, ale tak naprawdę 2:1 dla Rubina na Camp Nou, w jaskini obecnego króla futbolu, to nie żadna rewolucja, tylko zwykły podbój. Dokonany przez wartych miliony euro piłkarzy i trenera ściskającego w rękach muzułmański różaniec.
Liga rosyjska takich podbojów Rubina widziała już dziesiątki. Tej drużynie nie robi wielkiej różnicy, czy gra u siebie na Stadionie Centralnym, czy na wyjeździe. Ona nie chce się wdzięczyć, tylko zdobywać punkty. Jej styl to szybko strzelić bramkę, a potem zabić mecz. Takie catenaccio w wersji z tatarskiego stepu. To się właśnie najbardziej podoba trenerowi Kurbanowi Berdyjewowi budującemu klub z Kazania na swoją modłę już od ośmiu lat. To on wprowadzał go do ekstraklasy w 2003 roku, on prowadził do pierwszego mistrzostwa w 2008, a teraz kieruje najazdem na Ligę Mistrzów. A wszystko to z pieśnią na cześć Allaha na ustach.
[wyimek]Rubin ma 50 mln euro w budżecie i dwa odcienie: jasny i ciemny, ten z plotek i podejrzeń [/wyimek]
Berdyjew zawsze wystawia oddział ludzi zdyscyplinowanych jak automaty, pomagających sobie. Jak we wtorek na Camp Nou: w bramce świetny Siergiej Ryżykow, przed nim dwie linie po czterech pracowników, wśród nich Polak Rafał Murawski, a z przodu dwóch polujących na okazje, Argentyńczyk Alejandro Dominguez i Turek Gokdeniz Karadeniz. Tu pierwsze zadanie każdego piłkarza to pracować na innych. Gdy Rubin zdobywał w 2008 roku mistrzostwo Rosji, nie miał żadnego zawodnika w czołówce strzelców ligi. Nie miał też ani jednego w jedenastce sezonu wybranej przez dziennik “Sport Express”. Tam byli piłkarze Zenitu, Dynama, CSKA. A w lidze rządził Rubin, i robi to nadal, wprawdzie ze znikomą przewagą, ale jest liderem na pięć kolejek przed końcem sezonu.