40 lat minęło, czyli jak zawodnicy Górnika i Manchesteru pili szampana z jednego pucharu

29 kwietnia 1970 r. Górnik Zabrze spotkał się w finale europejskich rozgrywek z Manchesterem City i przegrał 1:2. Od tamtej pory tak daleko nie zaszła żadna polska drużyna

Aktualizacja: 02.05.2010 07:30 Publikacja: 02.05.2010 01:04

Spotkanie z okazji 40. rocznicy finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Na zdjęciu Hubert Kostka, Erwin W

Spotkanie z okazji 40. rocznicy finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Na zdjęciu Hubert Kostka, Erwin Wilczek, Henryk Latocha, Jan Banas, Władysław Szaryński, Zygfryd Szoltysik, Jerzy Gorgoń, Stefan Floreński, Rainer Kuchta, Jan Gomola, Stanisław Oślizlo

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Hotel Ambasador w Zabrzu otwarto 23 kwietnia 2010 r. tylko dla gości specjalnych. Jerzy Gorgoń przyjechał ze Szwajcarii, Erwin Wilczek z Francji, Zygfryd Szołtysik, Stefan Floreński, Rainer Kuchta i Waldemar Słomiany z Niemiec. Na obiad przyszli ich koledzy mieszkający na Śląsku: Stanisław Oślizło, Jan Banaś, Władysław Szaryński, Hubert Kostka, Jan Gomola, Henryk Latocha. Nie dojechał tylko Włodzimierz Lubański z Belgii.

Czterech już nie ma. Jerzy Musiałek zmarł na zawał, nie dożywszy czterdziestki. Hubert Skowronek stracił życie, kiedy w grupie kilku mężczyzn wypychał z zaspy autobus koło Lubina. W zamieci nie zauważył ich kierowca ciężarówki. Odbił w ostatniej chwili, ale przyczepa zmiażdżyła wszystkich. Alfreda Olka pokonał rak. Alojzy Deja sam rozstał się z życiem.

Przed 40 laty to byli najpopularniejsi polscy piłkarze. Lubański miał na bramkę zryw szatański, Olek był bożyszczem wszystkich Polek. „Żeby Kostka najtrudniejszym strzałom sprostał, a z Oślizłą każdy atak się rozgryzło” – jak pisał Wojciech Młynarski, a śpiewali Skaldowie. A wszystko dlatego, że w sezonie 1969/1970 Górnik Zabrze w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów pokonywał kolejne przeszkody, nie dając przeciwnikom większych szans.

Najpierw Olympiakos Pireus, potem Rangersów w Glasgow i na Śląsku (kibice wywiesili na meczu transparent o treści: „Tylko dzieci przy piersi mogą straszyć Rangersi”), Lewskiego Sofia z „Gundim” Asparuchowem i wreszcie AS Roma po trzech meczach, które stały się legendą już po ostatnim gwizdku. Zapamiętaliśmy je ze względu na dramaturgię, bramki Lubańskiego z karnego i z linii końcowej, gasnące nieoczekiwanie światło w decydującym pojedynku w Strasburgu, trzy nazwiska piłkarzy Romy: Capello, Capelli i Capellini, trenera Helenio Herrerę i szczęśliwy los.

[srodtytul]Piłkarska środa [/srodtytul]

„Tako Roma momy doma” – pisali dla odmiany kibice, a kapitan Górnika Stanisław Oślizło potwierdza, że zapytany przed losowaniem przez sędziego, którą stronę żetonu wybiera: czerwoną czy zieloną, postawił na zieloną, bo czerwony bardzo źle mu się kojarzył. I Górnik wygrał.

To wtedy zrodziło się zjawisko znane jako piłkarska środa, a Jan Ciszewski tworzył swoją legendę. Mylił Lubańskiego z Banasiem, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo stwarzał atmosferę jak nikt inny, a Górnik zwyciężał. I jeszcze mecze w TVP (innej telewizji nie było) musiała obowiązkowo zapowiadać przynosząca szczęście spikerka Krystyna Loska, której mąż Henryk był wtedy kierownikiem sekcji Górnika, a potem został nawet wiceprezesem PZPN.

Najważniejszy mecz sezonu okazał się dla zabrzan najsłabszy. Do tej pory wszystko szło jak należy i nawet zmiana trenera nie wyszła Górnikowi na złe. Geza Kalocsay wciąż uważany jest za jednego z najlepszych, jacy pracowali w Zabrzu. Węgier miał jednak jedną miłość i jedną słabość. Miłość to futbol, słabość – miłostki. Po latach mówi się, iż sprawy posunęły się już tak daleko, że z trenerem trzeba się było rozstać. Być może, gdyby wtedy była taka prasa jak dziś, padłoby słowo „seksafera”. Miejsce Kalocsaya zajął wielki przedwojenny piłkarz Pogoni Lwów Michał Matyas zwany Myszką.

Manchester City w półfinale pokonał Schalke i miał dwa tygodnie na przygotowanie do finału. Górnik, ze względu na trzeci mecz z Romą, tylko tydzień. – Wiedzieliśmy, że Górnik jest silną drużyną, ale znaliśmy tylko jednego zawodnika, Lubańskiego – wspomina kapitan City Tony Book, gość honorowy uroczystości jubileuszowych w Zabrzu. Przyjechał na nie razem z reprezentantem Anglii Mikiem Summerbee, który pod koniec lat 60. prowadził w Manchesterze butik wspólnie z George’em Bestem. A Book to ten człowiek, który jako menedżer City nie widział w nim miejsca dla Kazimierza Deyny.

– Nasz menedżer Joe Mercer pojechał na trzeci mecz Górnika z Romą, żebyśmy wiedzieli, z kim mamy do czynienia – powiedział Book. – My nie wiedzieliśmy – mówi Stanisław Oślizło. – Żadnych kaset, żadnego wyjazdu. Znaliśmy Francisa Lee, który był wtedy najlepszym angielskim napastnikiem, i Colina Bella. Ale przez kilka lat jesienią wyjeżdżaliśmy na towarzyskie mecze do Anglii lub Szkocji i dobrze poznaliśmy ich styl gry.

[srodtytul]Z żonami do Wiednia[/srodtytul]

– Mówiono nam, że polskie górnictwo i cała Polska są z nas dumne, więc nawet jeśli przegramy, to i tak będziemy bohaterami – opowiada Jan Banaś. – No i trochę uszło z nas powietrze. Wyruszyliśmy na finał do Wiednia bez należytej koncentracji. Piłkarze polecieli samolotem rejsowym z Pyrzowic. W nagrodę za dotychczasową postawę władze pozwoliły też na wyjazd ich żon i narzeczonych. Panie wsiadły do autokaru, którym dojechały do Bratysławy. Tam spędziły noc, żeby było taniej. Następnego dnia, już w dniu meczu, ruszyły do Wiednia i na zakupy, od słynnego Mexicoplatz poczynając. Mężowie im w tym towarzyszyli, zapominając na kilka godzin, co ich sprowadza do stolicy Austrii. Na domiar złego o godz. 19.30 stało się coś, co jest częścią angielskiego dowcipu: sędzia zagwizdał i zaczął padać deszcz.

– Wtedy uwierzyliśmy, że niebiosa otworzyły się dla nas – mówi Tony Book. – Taką pogodę mieliśmy u siebie na co dzień. – To nie był deszcz – wspomina bramkarz Górnika Hubert Kostka. – To było oberwanie chmury z deszczem tak zimnym, że nim spadł na nasze plecy, zamieniał się w ostre kryształki lodu. W przerwie weszliśmy zziębnięci do szatni, posiedzieliśmy dziesięć minut w mokrych koszulkach i wróciliśmy w nich na boisko, bo rezerwowego kompletu nie mieliśmy. W dodatku pod koniec kwietnia w szatni na Praterze wyłącza się ogrzewanie. Byliśmy wykończeni. Z zimna nie byłem w stanie kierować obrońcami. Nie chciało mi się nawet krzyczeć.

– My też marzliśmy – mówi Book – ale mieliśmy w szatni brandy, poza tym kilku z nas już tradycyjnie, jak w Anglii, poszło w przerwie do toalety na papierosa. W moim przypadku te zwyczaje skończyły się wszczepieniem by-passów.

– Wszystkie pojedynki z Anglikami stanowiły dla nas dobrą lekcję – mówi Hubert Kostka. – Mogłem mieć pewność, że jeśli mecz był rozgrywany w deszczu, przy rzucie rożnym któryś z angielskich napastników rzuci mi błotem w oczy. W Wiedniu działo się podobnie. A jeśli ktoś był mniej odporny psychicznie, mógł się przestraszyć jeszcze przed meczem. Stojąc obok nas w tunelu prowadzącym na boisko, Anglicy walili głowami w ścianę i krzyczeli, strasznie hałasując. Jak oni to robili, że nie porozbijali sobie głów, nie wiem. Ale wrażenie udało im się wywrzeć.

[srodtytul]O co gramy?[/srodtytul]

Pomocnik Erwin Wilczek, który w swoim sportowym życiorysie ma nawet pracę z reprezentacją Gabonu, przyszedł przed finałem do Stanisława Oślizły i pyta: – Staszek, a właściwie o co my gramy?

– Jak to o co? – zapytał zaskoczony kapitan Górnika. – O Puchar Zdobywców Pucharów. – To wiem – nie rezygnował Wilczek. – Ale o co gramy? Idź no do prezesa i zapytaj.

Prezesem Górnika był wtedy Erwin Wyra, dyrektor Departamentu Kadr Ministerstwa Górnictwa. To on stworzył wielkiego Górnika, ale z piłkarzami raczej się nie patyczkował. Przestraszony Oślizło poszedł więc do niego kilka godzin przed meczem i – nie chcąc się narażać – podkreślił, że pyta w imieniu drużyny, czy prezes przewiduje jakieś gratyfikacje, no bo mecz wyjątkowy, na barkach zawodników spoczywa honor polskiego górnictwa i sporej części społeczeństwa. Po minutowym przemówieniu piłkarza Wyra spytał: – Skończyłeś? – Tak – odpowiedział Oślizło. — To grojcie, a krzywdy wom nie zrobimy.

Ale ponieważ przegrali, nie dostali żadnej premii. Nie mają też pamiątek z tego meczu. Żadnych medali, plakietek, proporczyka. Nie zachowały się ani zdjęcia drużyn, ani z ceremonii wręczania trofeum. Nie ma ich nawet w archiwach Manchesteru City. – Anglicy byli tak mili, że po meczu dali nam się napić szampana z pucharu – wspomina Zygfryd Szołtysik. – My też niewiele dostaliśmy – dodaje Tony Book. – Kiedy poszliśmy do naszego prezesa z pytaniem, jakie będą premie, odpowiedział: – Zarobiliście rzeczywiście sporo pieniędzy, więc wreszcie będziemy mieli za co kupić prawdziwych zawodników. Na szczęście miał poczucie humoru.

24 kwietnia, przed meczem Górnika ze Zniczem Pruszków, bohaterowie z Wiednia wyszli na boisko zabrzańskiego stadionu fetowani przez kilka tysięcy kibiców. Prezes Górnika Łukasz Mazur, który urodził się sześć lat po wiedeńskim finale, mówi, że dopóki on będzie w klubie, jego wielkie gwiazdy będą tam miały honorowe miejsca. Nie zawsze tak było.

Hotel Ambasador w Zabrzu otwarto 23 kwietnia 2010 r. tylko dla gości specjalnych. Jerzy Gorgoń przyjechał ze Szwajcarii, Erwin Wilczek z Francji, Zygfryd Szołtysik, Stefan Floreński, Rainer Kuchta i Waldemar Słomiany z Niemiec. Na obiad przyszli ich koledzy mieszkający na Śląsku: Stanisław Oślizło, Jan Banaś, Władysław Szaryński, Hubert Kostka, Jan Gomola, Henryk Latocha. Nie dojechał tylko Włodzimierz Lubański z Belgii.

Czterech już nie ma. Jerzy Musiałek zmarł na zawał, nie dożywszy czterdziestki. Hubert Skowronek stracił życie, kiedy w grupie kilku mężczyzn wypychał z zaspy autobus koło Lubina. W zamieci nie zauważył ich kierowca ciężarówki. Odbił w ostatniej chwili, ale przyczepa zmiażdżyła wszystkich. Alfreda Olka pokonał rak. Alojzy Deja sam rozstał się z życiem.

Pozostało 91% artykułu
Piłka nożna
Portugalia - Polska w Lidze Narodów. Co się musi stać, by Polacy pozostali w grze o awans?
Piłka nożna
Football Video Support, czyli VAR dla trenerów
Piłka nożna
Jak uzdrowić reprezentację Brazylii? Pomysł prezydenta oznaczałby rewolucję w kadrze
Piłka nożna
Liga Narodów. Francja – Izrael. Mecz najwyższego ryzyka
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Piłka nożna
Ostatni tydzień z Ligą Narodów. Kto awansuje, a kto spadnie?
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje