Hotel Ambasador w Zabrzu otwarto 23 kwietnia 2010 r. tylko dla gości specjalnych. Jerzy Gorgoń przyjechał ze Szwajcarii, Erwin Wilczek z Francji, Zygfryd Szołtysik, Stefan Floreński, Rainer Kuchta i Waldemar Słomiany z Niemiec. Na obiad przyszli ich koledzy mieszkający na Śląsku: Stanisław Oślizło, Jan Banaś, Władysław Szaryński, Hubert Kostka, Jan Gomola, Henryk Latocha. Nie dojechał tylko Włodzimierz Lubański z Belgii.
Czterech już nie ma. Jerzy Musiałek zmarł na zawał, nie dożywszy czterdziestki. Hubert Skowronek stracił życie, kiedy w grupie kilku mężczyzn wypychał z zaspy autobus koło Lubina. W zamieci nie zauważył ich kierowca ciężarówki. Odbił w ostatniej chwili, ale przyczepa zmiażdżyła wszystkich. Alfreda Olka pokonał rak. Alojzy Deja sam rozstał się z życiem.
Przed 40 laty to byli najpopularniejsi polscy piłkarze. Lubański miał na bramkę zryw szatański, Olek był bożyszczem wszystkich Polek. „Żeby Kostka najtrudniejszym strzałom sprostał, a z Oślizłą każdy atak się rozgryzło” – jak pisał Wojciech Młynarski, a śpiewali Skaldowie. A wszystko dlatego, że w sezonie 1969/1970 Górnik Zabrze w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów pokonywał kolejne przeszkody, nie dając przeciwnikom większych szans.
Najpierw Olympiakos Pireus, potem Rangersów w Glasgow i na Śląsku (kibice wywiesili na meczu transparent o treści: „Tylko dzieci przy piersi mogą straszyć Rangersi”), Lewskiego Sofia z „Gundim” Asparuchowem i wreszcie AS Roma po trzech meczach, które stały się legendą już po ostatnim gwizdku. Zapamiętaliśmy je ze względu na dramaturgię, bramki Lubańskiego z karnego i z linii końcowej, gasnące nieoczekiwanie światło w decydującym pojedynku w Strasburgu, trzy nazwiska piłkarzy Romy: Capello, Capelli i Capellini, trenera Helenio Herrerę i szczęśliwy los.
[srodtytul]Piłkarska środa [/srodtytul]