Jagiellonia była faworytem finałowego meczu o Puchar Polski, nie zawiodła, ale powinna wbić Pogoni pięć – osiem bramek, bo tyle miała po temu okazji.
Środkowi obrońcy Pogoni Krzysztof Hrymowicz i urodzony w Kuwejcie Palestyńczyk Omar Jarun, obydwaj o wzroście koszykarzy, nie mieli chwili oddechu. A mecz życia rozgrywał bramkarz Radosław Janukiewicz, broniący w beznadziejnych sytuacjach, fruwający pod poprzeczkę i rzucający się pod nogi Tomasza Frankowskiego lub Kamila Grosickiego.
A jednak, chociaż Jagiellonia miała lepszych zawodników, pierwszą bramkę mogła zdobyć Pogoń. Szczecinianie dobrze wiedzieli, że w otwartej grze nie mają większych szans i czekali na okazję do kontry. Pierwsza z nich nadarzyła się w 12. minucie, kiedy po dalekim prostopadłym podaniu, goniący piłkę Marcin Bojarski, został przewrócony przez Marokańczyka El Sidqy’ego.
Do incydentu doszło w okolicach linii pola karnego, faul był ewidentny, ale sędzia Robert Małek uznał, że Bojarski symulował i pokazał mu żółtą kartkę. Może pamiętał, że piłkarz ten lubi się przewracać w tego rodzaju sytuacjach. Małek popełniał wiele innych błędów, ale to nie one zadecydowały o losach meczu.
Pogoń – drużyna pierwszoligowa – odniosła sukces, awansując do finału, starała się w nim stawiać czoło Jagiellonii, ale niewiele mogła. Poza sytuacją Bojarskiego miała jeszcze tylko jedną okazję: wspaniały strzał Maksymiliana Rogalskiego (62. minuta) z 25 metrów, po którym piłka uderzyła w poprzeczkę.