Żaden nie wraca do ekstraklasy w takiej chwale, o jakiej marzył, wyjeżdżając, ale żaden nie przyznaje się też do rozczarowania. Nie chodzą ze spuszczonymi głowami, jeżdżą pięknymi samochodami i mają zapewnioną spokojną emeryturę. Poza tym – są ciągle pożądani. Polskie kluby kupują stare gwiazdy, bo na młode ich nie stać.
Zaporową cenę za Artura Sobiecha podyktował Ruch i napastnik, który w poprzednim sezonie zawojował ekstraklasę i trafił do reprezentacji, na razie pozostaje w Chorzowie, choć był kuszony przez mistrza i wicemistrza Polski oraz wszystkich najbogatszych. Nie tak jednak bogatych, by płacić za niego 5 milionów złotych.
[srodtytul]Bliskość Berlina[/srodtytul]
Największy popyt na polskim rynku był właśnie na napastników. Lech sprzedał perłę z korony, czyli Roberta Lewandowskiego, do Borussii Dortmund, nie mając przygotowanej żadnej opcji zapasowej. Sprowadzenie Joeala Tshibamby z Arki Gdynia to tylko próba uzupełnienia składu, wyrwę w ataku ma załatać Artur Wichniarek, lat 33. Rok temu, gdy po raz drugi przechodził z Arminii Bielefeld do Herthy Berlin, by znów nie spełnić nadziei, mówił “Rz”: – Kiedy grałem w Polsce, nie myślałem, że korupcja ma aż tak wielką skalę, dlatego jestem szczęśliwy, że od dziesięciu lat gram na Zachodzie, a mój menedżer tak pokierował moją karierą, że nie mam nic wspólnego z ekstraklasą.
[wyimek]Dawni gwiazdorzy wracają do Polski jako zamożni, choć nie zawsze sportowo spełnieni gracze[/wyimek]