Przed rozpoczęciem sezonu najcieplej mówi się o drużynach z Warszawy, bo w zeszłym sezonie były tak słabe, że nie dostały szansy, by jeszcze przed sezonem skompromitować się w europejskich pucharach. Legia i Polonia przeprowadziły kilka spektakularnych transferów, chociaż obie drużyny działały w zupełnie innym stylu.
Na Łazienkowskiej nowe jest wszystko. Od stadionu, przez trenera, na zawodnikach kończąc. Maciej Skorża zmierzy się z chyba jeszcze większą presją niż podczas pracy z Wisłą Kraków. Na wzmocnienia Legia wydała dwa i pół miliona euro, sprowadzając wszystkich zawodników już na początku przygotowań, by trener mógł dostroić maszynerię na mistrzostwo Polski.
Bruno Mezenga, Ivica Vrdoljak, Manu czy Marijan Antolović to na razie gwiazdy lokalne, również w Polsce dopiero będą pracować na nazwisko.
Za miedzą przy Konwiktorskiej prezes Józef Wojciechowski kompletował skład z piłkarzy, których kibicom nie trzeba przedstawiać. Ebi Smolarek marzył się Wojciechowskiemu od dawna, a po to wprowadził do zarządu Pawła Janasa, by swoje marzenia realizować. Smolarek stworzy atak z Arturem Sobiechem, który – przechodząc z Ruchu Chorzów za milion euro – pobił transferowy rekord pomiędzy polskimi klubami. Do Polonii trafili także czołowi piłkarze piątego w poprzednim sezonie Bełchatowa – Jakub Tosik, Dariusz Pietrasiak i Patryk Rachwał oraz Bruno z Jagiellonii. Janas obiecuje nie patrzeć na ręce trenerowi Jose Marii Bakero, ale miłość Hiszpana z prezesem Wojciechowskim przechodzi trudny moment i może się skończyć w przypadku nawet niewielkich potknięć.
Wisła i Lech bezradne na rynku transferowym sprowadziły stare gwiazdy. Do Krakowa po pięciu latach mniej lub bardziej udanych występów za granicą wrócił Maciej Żurawski, do Poznania po ponad dwa razy dłuższym rozstaniu – Artur Wichniarek. Lech zaczyna ligę po tym, jak w ostatnich czterech meczach nie strzelił nawet jednego gola. Najłatwiej winić trenera Jacka Zielińskiego, jednak w Poznaniu do zadania „Lech w Lidze Mistrzów” niepoważnie podeszli przede wszystkim działacze. Wzmocnień nie było, Roberta Lewandowskiego nie da się zastąpić Joelem Tshibambą.