Kamerun ze wszystkich afrykańskich reprezentacji najczęściej grał na mistrzostwach świata. Wywalczył cztery Puchary Narodów Afryki i złoty medal olimpijski (2000).
Na mundialu we Włoszech w 1990 roku napisał tak piękną historię – pokonał Argentynę i odpadł nieszczęśliwie z Anglią w ćwierćfinale – że od tamtej pory przed każdym wielkim turniejem wymienia się Kamerun wśród tych, którzy mogą sprawić niespodziankę.
W RPA niespodzianką były trzy porażki i ich konsekwencje – szybki wyjazd do domu. Kamerun, w którym 19 milionów ludzi podzielonych na 230 plemion potrafi funkcjonować bez większych konfliktów, podzielił się na tych, którzy zrzucili winę na trenera Paula Le Guena, i tych, którzy widzieli głównie marudzących piłkarzy. Drużynę „Nieposkromionych Lwów” od czasów Cyrile’a Makanaky’ego, Rogera Milli i Francoisa Omam-Biyika nazywano fenomenem. Teraz miejscowa prasa pisze o toksycznym jadzie, którym poskromił lwy.
Jad sączył się już w RPA. Na pierwszy mecz, przegrany z Japonią, taktykę ustalił Le Guen. Piłkarzom się nie podobała, więc trener oddał ster Samuelowi Eto’o – piłkarzowi, który w reprezentacji Kamerunu rządzi nie tylko na boisku. Taktyka Eto’o nie sprawdziła się w meczu z Danią, chociaż akurat było to jedno z najlepszych spotkań mundialu.
Mecz z Holandią był już tylko grą o prestiż, po nim Eto’o zapowiedział koniec reprezentacyjnej kariery, co ucieszyło Millę, który stwierdził, że ten piłkarz nic nigdy dla Kamerunu nie wygrał. Le Guen podał się do dymisji, piłkarze zarzucili mu, że wystawiał w poważnych meczach niedoświadczonych graczy.