Wygrać z Manchesterem City i Red Bullem Salzburg, zremisować z Juventusem, a po drodze przegrać pięć z sześciu meczów ekstraklasy – to naprawdę możliwe. Lech Poznań bije właśnie rekord bezradności na polskich boiskach, promując jednocześnie naszą ligę w Europie.
– Ja na tym poległem, nie rozumiem, co się dzieje z tą drużyną, może Bakero razem z piłkarzami coś z tym zrobi – mówi „Rz” Jacek Zieliński, zwolniony z Lecha tydzień temu, dzień przed meczem z Manchesterem City.
Wiarą w Jose Mari Bakero w Poznaniu dotknięty został tylko zarząd, zresztą nagle, bo drużynę mistrza Polski powierzono Baskowi po tym, gdy właściciel klubu Jacek Rutkowski spotkał go w Szamotułach. Po krótkiej rozmowie okazało się, że podobnie patrzą na futbol.
– Nie mam nic przeciwko zagranicznym trenerom. Czasami odnoszę jednak wrażenie, że na właścicieli polskich klubów działa choćby tylko to, że ktoś mówi w obcym języku. Do działaczy Lecha mam tylko pretensję o moment zwolnienia. Po dwóch zwycięstwach 4:1, dwa dni przed meczem z Manchesterem City. Niektórzy trenerzy na taki mecz czekają całe życie. Za 15 lat w statystykach klubu sukces z klubem z Premiership przypisywany będzie tylko Bakero – tłumaczy Zieliński.
Nowy trener dochował wierności nowej poznańskiej tradycji – po pokonaniu City 3:1 przegrał 0:1 z Ruchem Chorzów. Piłkarze, którzy trzy dni wcześniej ograli najbogatszy klub Premiership, byli gorsi w starciu z jedną z najbiedniejszych drużyn ekstraklasy. Przyznawali, że zabrakło motywacji. – Tego nie da się rozsądnie wytłumaczyć i tak naprawdę sami czujemy się zagubieni – mówił Jacek Kiełb. Mateusz Możdżeń, który Manchesterowi strzelił gola marzenie, w Chorzowie nie trafił z bliska.