Michniewicz nie pracował w ekstraklasie przez 18 miesięcy, od kiedy zwolniono go z Arki Gdynia. Ale nie pozwolił o sobie zapomnieć - pisał bloga, był ekspertem w telewizji. Ludzie dbający o jego wizerunek rozsyłali po redakcjach przygotowane przez trenera materiały szkoleniowe.
Michniewicz był przecież “polskim Mourinho”, z Lechem Poznań zdobył Puchar Polski, z Zagłębiem Lubin – mistrzostwo kraju. Wszystko w młodym wieku. Przed kamerami pokazywał nowe oblicze polskiej myśli szkoleniowej – już nie wąsate i zaściankowe, ale wykształcone i europejskie.
Później Michniewicz pojechał do prokuratury we Wrocławiu, by dobrowolnie złożyć wyjaśnienia w sprawie korupcji. To odbijało mu się czkawką, niemal dwa lata, gdy był bezrobotny. Mówił, że chciały go te kluby, w których on nie chciał pracować, a tam gdzie by mógł, nie było zainteresowania. Prokuratura w billingach doszukała się ponad 700 połączeń Michniewicza z szefem polskiej mafii ustalającej wyniki meczów – “Fryzjerem”. Trener tłumaczył, że to przesada, bo liczone są także połączenia, po których nie nawiązano rozmowy.
W Widzewie Michniewicz podpisał zobowiązanie, że wypłaci Sylwestrowi Cackowi milion złotych, jeśli sąd udowodni mu winę. Zapowiedział, że będzie innym trenerem – bardziej ojcem niż kolegą. W debiucie trafił źle, musi się zmierzyć na wyjeździe z Lechią Gdańsk.
Czołowe drużyny w ten weekend nie grają ze sobą. Pierwsza Jagiellonia mierzy się z ostatnią Cracovią, druga Korona jedzie do Zabrza na mecz z Górnikiem. Jose Mari Bakero już ze zgodą Wydziału Szkolenia PZPN poprowadzi Lecha Poznań przeciwko Polonii Bytom. Lech tuła się w ogonie tabeli, ale jest ona tak płaska, że trzy zwycięstwa z rzędu wystarczą, by nie mieć przed sobą gęstego lasu.