Chodzi o ponad 500 futbolistów zarabiających średnio 1,5 mln euro netto za sezon (aż o pół miliona więcej niż przed siedmiu laty). Od lata trwa przepychanka między Związkiem Zawodowych Piłkarzy (AIC) a zarządem ligi skupiającym klubowych prezesów. Spór dotyczy podpisania nowego układu zbiorowego, który określa prawa i obowiązki kontraktowe.
Kością niezgody są dwa punkty. Prezesi domagają się zmiany starego zapisu, który nakazuje, by wszyscy piłkarze zgłoszeni przez klub do rozgrywek mogli przygotowywać się do sezonu, a potem trenować razem. Futboliści obawiają się, że zmiana ta spowoduje, iż klub będzie mógł w przyszłości odsunąć ich od pierwszej drużyny z powodów pozasportowych.
Prezesi, jak również wielu trenerów wskazują, że pochodzący sprzed ćwierć wieku przepis nie wytrzymał próby czasu. Dziś zespoły są o wiele liczniejsze i trudno prowadzić zajęcia ze wszystkimi piłkarzami naraz. Oprócz tego AIC nie chce się zgodzić na to, by kluby w okresie kontraktowym mogły sprzedawać piłkarzy wbrew ich woli. Zgodnie z propozycją zarządu ligi byłoby to możliwe tylko w przypadku przenosin do klubu o porównywalnym poziomie sportowym i po zapewnieniu piłkarzowi identycznych zarobków. Gdyby jednak zawodnik się nie zgodził, można byłoby rozwiązać z nim kontrakt.
Mówiąc krótko, AIC obawia się mobbingu, a raczej eskalacji mobbingu, bo ten istniał od zawsze. Często piłkarz, który nie godzi się na przedłużenie kontraktu na warunkach klubu, siada na ławce rezerwowych albo w ogóle wylatuje ze składu. Taki los spotkał Gorana Pandeva i Cristiana Ledesmę w Lazio.
Jednocześnie obecnie nawet gdy piłkarz gra słabo, stracił zaufanie kolegów i trenera, jest praktycznie nie do ruszenia. Juventus w letnim okienku transferowym robił wszystko, by pozbyć się mistrza świata Fabia Grosso, ale nie dał rady.