To był mecz z gatunku tych nie do zapomnienia. Będzie jeszcze jednym „zwycięskim remisem”. Niewiele brakowało, by się w ogóle nie odbył. Po południu w Poznaniu rozeszła się plotka, że ze względu na mróz, porywisty wiatr i padający śnieg sędzia zawody odwoła. Podobno plotkę rozpuścili dziennikarze włoscy, przybyli do Polski w liczbie ponad 30 i bojący się opuścić ciepły hotel.
Około godz. 16 hiszpański sędzia obejrzał boisko i uznał, że można na nim grać. Tyle że w ciągu pięciu godzin pozostających do meczu wiele się zmieniło. Wobec coraz intensywniejszych opadów my, zahartowani Polacy, też zaczęliśmy wątpić. Jednak o godz. 20.10 sędzia jeszcze raz wszedł na boisko i podjął ostateczną decyzję. Nikt z polskich dziennikarzy nie miał odwagi odpalić na trybunie laptopa. Włoscy koledzy oglądali mecz w sali konferencyjnej pod trybuną, a ja drugą połowę w gościnnym studiu Polsatu.
[srodtytul]Narciarskie buty[/srodtytul]
Piłkarze nie mieli wyjścia. Ubrali się ciepło, włożyli rękawiczki, niektórzy coś na głowy. – Gdyby to ode mnie zależało, chybabym do rozegrania spotkania w takich warunkach nie dopuścił – mówił potem Jose Mari Bakero. Na mecz opatulił się szalikiem Lecha, dzięki czemu trafi zapewne do klubowego kalendarza. Luigi del Neri włożył buty, jakie noszą narciarze w schronisku na Ornaku. Na początku jeszcze jakoś to, co działo się na boisku, przypominało futbol. Akcje z obydwu stron były w miarę płynne i dość dobre. Lech miał niedużą przewagę i strzelił bramkę.
[srodtytul]Rudnevs znów lepszy[/srodtytul]