Andrzej B. pracuje mimo zakazu

PZPN bada, czy trener z zakazem pracy prowadzi Hutnika Warszawa. Andrzeja B. widziano, gdy prowadzi zespół Hutnika Kraków w meczu z Wkrą Żuromin

Publikacja: 17.12.2010 00:30

Andrzej B. (z prawej) pracował m.in. jako drugi trener w Groclinie Grodzisk Wielkopolski i Wiśle Kra

Andrzej B. (z prawej) pracował m.in. jako drugi trener w Groclinie Grodzisk Wielkopolski i Wiśle Kraków. Zatrzymano go w marcu 2008 r.

Foto: Fotorzepa, Bartosz Sadowski BS Bartosz Sadowski

Mówili o nim „mały fryzjer”. Prokuratura we Wrocławiu postawiła mu zarzut ustawienia wyników ponad 100 spotkań w latach 2003 – 2006 i zakazała pracy w zawodzie. Podobnie zrobił PZPN. Andrzej B. z aresztu wyszedł za kaucją, ciągle toczy się przeciw niemu postępowanie.

W reportażu „Powrót małego fryzjera” Gabriel Waliszko ze stacji nSport nagrał Andrzeja B., gdy prowadzi zespół Hutnika Kraków w meczu z Wkrą Żuromin. B. stał na trybunach ze słuchawką w uchu. Wydawał dyspozycje.

Wczoraj wezwany do PZPN wszystkiemu zaprzeczył. W Hutniku zatrudniony jest jako kierowca prezesa. Wezwano także Waliszkę, żeby opowiedział jeszcze raz to, o czym mówił jego film.

[srodtytul]Presja na świadkach[/srodtytul]

Do bezpośredniej konfrontacji miało nie dojść, bo B. zapowiadał przysłanie przedstawicieli z prestiżowej kancelarii Broniszewski & Granecki. Przyszedł razem z nimi i prezesem Hutnika Maciejem Purchałą. Żaden z nich nie chciał rozmawiać z prasą. Ale B. nie chował się po kątach, trzymał wysoko głowę. Zaraz po emisji programu prezes Hutnika nazwał to dziennikarską prowokacją prywatnej stacji, która „szuka jedynie sensacji i skandalu”.

– W czasie przesłuchania musiałem temperować nastroje. Były próby wywierania presji na świadków. Głównie ze strony pełnomocników klubu oraz obwinionego. Jak nazwałbym zachowanie B.? Skruchy ani żalu na dzisiaj nie dostrzegam – mówi Artur Jędrych, szef Wydziału Dyscypliny PZPN.

[srodtytul]Gratulacje w szatni[/srodtytul]

Skruchy nie dostrzegł też Waliszko. B. komentował każde jego słowo, uśmiechał się pod nosem. – Były podniesione głosy. Poczuliśmy się jak oskarżeni, którzy przyszli się bronić – opowiada dziennikarz.

W porównaniu z poprzednim przesłuchaniem, które miało miejsce zaraz po emisji, B. zmienił linię obrony. Przyznaje teraz, że rozmawiał przez telefon, nie pamięta jednak z kim. Wydział Dyscypliny będzie starał się to wyjaśnić, weryfikując billingi. Na to B. musi się jednak zgodzić, bo PZPN nie ma do tego prawa.

– Przynajmniej w trzech miejscach w zeznaniach pan trener przyznał, że rozmawiał przez telefon. Raz mówił, że to on dzwonił, raz, że do niego – opowiada Jędrych. B. podobno stwierdził także, że mówił sam do siebie i że zdarza mu się to często. Jego adwokaci próbowali podważyć wiarygodność filmu. Pokazywali, że komendy wydawane przez B. nie miały wpływu na to, co się działo na boisku.

B. zatrudniony jest w klubie jako kierowca i to jest główna linia obrony Hutnika. Jego nazwiska nie ma w protokołach, oficjalnie trenerem jest Łukasz Zezula. – Że krzyczę? Zawsze krzyczę, bo zawsze będę trenerem – mówi B. w filmie.

Wczoraj podobno tłumaczył, że wydawał polecenia i nagrywał je dla celów szkoleniowych. Po co wchodził do budynku? Żeby się ogrzać. Czy zagląda do szatni? Rzadko, chyba żeby pogratulować chłopakom.

B. ma prawomocny zakaz wykonywania pracy trenera. Jeśli go złamał, PZPN może wykluczyć go z organizacji, co oznacza zawodową śmierć. Dla B. dużo groźniejsza jest jednak prokuratura, która dwa dni temu wystąpiła o aresztowanie. Sąd się jednak na to nie zgodził.

[srodtytul]Klub nie ucieknie[/srodtytul]

– Prokurator nie wykazał w swoim wniosku, aby B. prowadził działalność trenera. W tej sytuacji stosowanie najsurowszego środka jest według sądu niecelowe – tłumaczy Włodzimierz Hilla, rzecznik prasowy Sądu Rejonowego w Inowrocławiu, przed którym toczy się rozprawa o korupcję.

– Jeśli się okaże, że B. prowadził Hutnika, to jednak ciągle była to czwarta klasa rozgrywkowa. Zakaz prokuratorski najprawdopodobniej nie dotyczy rozgrywek nieprofesjonalnych, ale nie mam takiej pewności – tłumaczy Jędrych.

Jeśli Wydział Dyscypliny PZPN uzna, że B. pracował jako trener, przed odpowiedzialnością nie ucieknie też klub. Sprawa została przełożona na 13 stycznia.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora[mail=m.kolodziejczyk@rp.pl]m.kolodziejczyk@rp.pl[/mail][/i]

Mówili o nim „mały fryzjer”. Prokuratura we Wrocławiu postawiła mu zarzut ustawienia wyników ponad 100 spotkań w latach 2003 – 2006 i zakazała pracy w zawodzie. Podobnie zrobił PZPN. Andrzej B. z aresztu wyszedł za kaucją, ciągle toczy się przeciw niemu postępowanie.

W reportażu „Powrót małego fryzjera” Gabriel Waliszko ze stacji nSport nagrał Andrzeja B., gdy prowadzi zespół Hutnika Kraków w meczu z Wkrą Żuromin. B. stał na trybunach ze słuchawką w uchu. Wydawał dyspozycje.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Piłka nożna
Liga Mistrzów bez dogrywek? UEFA ma nowy pomysł
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Piłka nożna
Lekko, łatwo i przyjemnie. Barcelona w półfinale Pucharu Króla, Robert Lewandowski odpoczywał
Piłka nożna
PZPN zdecydował. Gdzie zagra w tym roku reprezentacja Polski?
Piłka nożna
Manchester City znalazł zastępcę dla Rodriego. Kim jest Nico Gonzalez?
Piłka nożna
Krzysztof Piątek w Stambule. Znów odpala pistolety