Ksiądz Zapolski: tajemnica nieprawości polskiego futbolu

Ksiądz Mariusz Zapolski, duszpasterz Legii Warszawa, o pracy z piłkarzami i Duchu Świętym, który pomaga znaleźć drogę do Wrocławia

Publikacja: 23.12.2010 00:29

Mariusz Zapolski ma w domu ponad 200 koszulek piłkarskich

Mariusz Zapolski ma w domu ponad 200 koszulek piłkarskich

Foto: Forum, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

[b]Rz: Czy wiara w Boga przeszkadza w grze w piłkę?[/b]

[b]Mariusz Zapolski:[/b] Wprost przeciwnie. Pomaga nam pokonać swoje słabości i przeciwnika. Daje wewnętrzną siłę. Ciągle powtarzam, że człowiek to psychofizyczna całość: nogi, czyli mięśnie, serce, czyli uczucia, i głowa, czyli rozum. To jest taka triada, której nie można oddzielić. Ciekawe, że to właśnie głowa jest najbliżej nieba.

[b]Ale w piłce nożnej paradoksalnie przydają się też ręce. Francja pojechała na mundial w RPA tylko dlatego, że Thierry Henry zapomniał, iż nie jest bramkarzem.[/b]

Ten przykład pokazuje, że w futbolu liczą się także spryt i cwaniactwo. Ale na szczęście na krótką metę. Pamiętamy, na którym miejscu zakończyła mistrzostwa Francja. Jeśli sportowiec jest prawdziwym chrześcijaninem, to powinien się przyznać, że strzelił gola niezgodnie z przepisami. Nie jest to łatwe, bo przecież liczą się zwycięstwo i pieniądze. Jednym z największych bluźnierstw w historii futbolu były słowa Diego Maradony, który po zdobyciu bramki ręką w ćwierćfinale mundialu 1986 z Anglią stwierdził, że była to „ręka Boga”.

[wyimek]W piłkarzach zamieszanych w korupcję chciałbym widzieć synów marnotrawnych. Niektórym należy się druga szansa [/wyimek]

[b]Gdy piłkarz zyskuje sławę i pieniądze, Bóg często przestaje mu być potrzebny.[/b]

Mając dużo pieniędzy, można być bardzo ubogim duchowo. Ale znam wielu sportowców, którzy umieją być miłosierni w takim chrześcijańskim znaczeniu. Nie kumulują dóbr, potrafią się nimi dzielić. Moim zdaniem, by roztropnie przeżywać swoje życie, piłkarz powinien jak najwcześniej założyć rodzinę. Ci, którzy mają kochające żony, uporządkowane życie prywatne, są silniejsi.

[b]Legia to był pierwszy kontakt księdza z duszpasterstwem sportowców?[/b]

Moja przygoda z futbolem zaczęła się w 1989 roku, gdy do parafii w Tłuszczu, gdzie byłem wikariuszem, przyjechał Romek Kosecki z przyjaciółmi. Nasz wspólny znajomy Staszek Stoczyński stwierdził wtedy, że skoro tak bardzo interesuję się sportem, to może warto, bym trafił do Legii. Oczywiście, różnie na mnie wtedy patrzono. Wojskowi nie zawsze byli przychylni mojej obecności na stadionie, choć trener Legii pan Rudek Kapera ucieszył się, że przy drużynie będzie osoba, która zwróci uwagę nie tylko na przygotowanie fizyczne. Generałowie uważali, że powinienem siedzieć w kościele i tam czekać na zawodników. Musieli się bardzo zdziwić, kiedy w 1991 roku Manchester United przyjechał na Łazienkowską ze swoim księdzem, który jeździł z nimi na mecze od 30 lat. Dzięki Kaperze zaistniałem w klubie. Mogłem pojechać na mecz z Barceloną w Pucharze Zdobywców Pucharów i odprawić mszę świętą na Camp Nou dla całego zespołu. Była to podobno jedyna drużynowa Eucharystia w historii tego obiektu. Podczas tamtego wyjazdu byłem trochę zażenowany, że hiszpańscy dziennikarze bardziej interesowali się mną niż piłkarzami. Bardzo się cieszę, że na nowym stadionie Legii powstanie kaplica, na trybunie zachodniej. Ta barcelońska jest pod wezwaniem Matki Bożej z Montserrat, patronki Katalonii. Nasza mogłaby być pod wezwaniem Matki Bożej Łaskawej, patronki Warszawy. Wiemy, że właśnie ona zatrzymuje strzały... szatana.

[b]Jak w tamtych czasach traktowali księdza piłkarze?[/b]

W latach 90. istniała między nami wielka więź, gdyż byłem ich rówieśnikiem. Kiedyś kapitan drużyny Zbyszek Kaczmarek powiedział, że jestem dla nich trochę jak prorok, który ukazuje im szerszą perspektywę życia. Teraz piłkarze traktują mnie chyba bardziej jak swojego duchowego ojca.

[b]A jak ksiądz patrzy na tych, którzy są zamieszani w piłkarską korupcję?[/b]

W niektórych z nich chciałbym widzieć synów marnotrawnych. Jestem za tym, żeby dać im drugą szansę. Zdradzili wprawdzie ideały i weszli na drogę oszustwa, ale jeśli przeprosili i odpokutowali, powinni mieć możliwość powrotu. Nie może to dotyczyć oczywiście tych, którzy nadal kręcą i udają, że nic się nie stało.

[b]Ale ci ludzie, mając nadzieję, że unikną kary, przyznają się dopiero we Wrocławiu, gdy zostaną tam dowiezieni radiowozem.[/b]

Może to Duch Święty podwiózł ich do Wrocławia swym niebieskim pojazdem, w którym uświadomili sobie zło, jakie wyrządzili? A mówiąc poważnie: człowiek potrzebuje czasem kopa od życia, żeby się przekonać, kim naprawdę jest. Bo pieniądze i sława w piłce przychodzą nieraz lekko, łatwo i przyjemnie. A wtedy wydaje się, że jest się panem wszystkiego i można nawet ustalać, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Można decydować, która drużyna wygra mecz i które miejsce zajmie w tabeli. A ten kop przypomina, że jest się tylko malutkim człowieczkiem, który, negując podstawowe zasady, sam wpada w otchłań grzechu, który go niszczy i zabija. Niektórzy dali się dobrowolnie wciągnąć w system zła, bo przecież nikt pistoletu do głowy im nie przystawiał. I to jest właśnie to największe misterium inquitatis – tajemnica nieprawości polskiego futbolu. Ale skłonność do korupcji nie bierze się z niczego. Jest pochodną nieuczciwego życia w innych dziedzinach. Również w innych obszarach sportu. Jeden z naszych piłkarzy grających na Zachodzie opowiadał, jak na pierwszym treningu pobiegł przez las na skróty. Oczywiście poczekał na resztę zespołu i zrobił kilka przysiadów, żeby wyglądać na zmęczonego. I nagle przeżył szok. Wszyscy koledzy stanęli wokół niego i pokazywali go palcami trenerowi. Nie wiem, czy wiecie, panowie, dlaczego kiedyś piłkarze naszej reprezentacji pilnowali, by na treningi biegowe mieć dresy z zapinanymi kieszeniami. Bo wkładali tam pieniądze na taksówkę, którą przejeżdżali trzy czwarte dystansu. Nic dziwnego, że trener czołowej niemieckiej drużyny mającej w składzie Polaków nauczył się w naszym języku tylko jednego zwrotu: „rusz się...!”. To jest oczywiście jego łagodna wersja…

[b]Gra w reprezentacji księży to spełnienie dziecięcych marzeń?[/b]

To jest kolejny sportowy cud w moim życiu. Stworzyliśmy drużynę w 1989 roku, trenowaliśmy raz, dwa razy w tygodniu. Graliśmy z dziennikarzami i z aktorami, a kulminacją był rok 2000 i wyjazd do Rzymu na mecze z Gwardią Szwajcarską, a potem z reprezentacją Watykanu. Dzięki kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi byliśmy na mszy świętej i spotkaniu z Janem Pawłem II. Gdy Ojciec Święty wychodził z audiencji, ksiądz Zelga krzyknął, że gramy mecz z Gwardią Szwajcarską. Na to Jan Paweł II odwrócił się i z uśmiechem na twarzy powiedział: „Dokopcie im”. Nie wypadało go zawieść. Wygraliśmy 8:1.

[b]A nie marzy ksiądz, żeby jeszcze kiedyś zagrać, na przykład na nowym stadionie Legii?[/b]

Jeżeli chodzi o to miejsce, to marzenia łączą się ze wspomnieniami. Działo się to w roku 1990 podczas meczu księża – dziennikarze. Prowadziliśmy już 4:0 i nagle mój kolega ks. Grzegorz Kozicki dostał piłkę na skrzydło i przebiegł niemal całe boisko, mijając zwodami kilku przeciwników, łącznie z bramkarzem. Nie chcąc być egoistą, podał mi piłkę, abym mógł strzelić do pustej bramki. Zrobiłem ogromny zamach i… nagle znalazłem się na murawie, spadając plecami na linię bramkową. Już w bramce skutecznie udaremniałem kolejne próby strzelenia gola przez mojego kolegę. Cały stadion pokładał się ze śmiechu i krzyczał jedno słowo: „ka-pe-lan!”.

[b]Proszę opowiedzieć coś o swojej kolekcji koszulek piłkarskich...[/b]

Zaczęło się od dwóch: Zbigniewa Bońka i Kazimierza Deyny. Potem były koszulki Romka Koseckiego. Najcenniejsza jest ta Paolo Maldiniego, którą przysłał mi wiceprezes Milanu, gdy chciałem zrobić wystawę ku czci Jana Pawła II. Wielką wartość ma również strój kapitana Barcelony i reprezentacji Hiszpanii Carlesa Puyola. Wielu kolekcjonerów, którzy do mnie przychodzą i widzą ponad 200 koszulek wywieszonych w mieszkaniu na ścianach, mówi mi: „Mariusz, czy mogę przyprowadzić tu moją żonę? Ona nawet jednej nie pozwala powiesić w pokoju”. Odpowiadam wtedy, że akurat w tej dziedzinie przeżywam głęboką radość życia… w celibacie.

[ramka][srodtytul]Ks. Mariusz Zapolski[/srodtytul]

Grał w drużynie trampkarzy Legii Warszawa. O futbolu może opowiadać godzinami, tak jak o swojej bogatej kolekcji oryginalnych koszulek piłkarskich. Był kapitanem piłkarskiej reprezentacji księży, pełnił funkcję kapelana Legii i reprezentacji Polski. Z Legią współpracuje do dziś.[/ramka]

[b]Rz: Czy wiara w Boga przeszkadza w grze w piłkę?[/b]

[b]Mariusz Zapolski:[/b] Wprost przeciwnie. Pomaga nam pokonać swoje słabości i przeciwnika. Daje wewnętrzną siłę. Ciągle powtarzam, że człowiek to psychofizyczna całość: nogi, czyli mięśnie, serce, czyli uczucia, i głowa, czyli rozum. To jest taka triada, której nie można oddzielić. Ciekawe, że to właśnie głowa jest najbliżej nieba.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Piłka nożna
Holandia rywalem Polski w walce o mundial. Nie kryją zadowolenia
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Piłka nożna
Hiszpania w półfinale Ligi Narodów, Holandia zagra o mundial z Polską
Piłka nożna
Polska - Litwa 1:0. Drużyna, która nie daje radości
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Czas napisać nowy rozdział. Kadra gra o mundial
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście