Peszko w Kolonii, czyli jak kupić samego siebie

W piłce jak na targu – są popyt i podaż. Piłkarze, podpisując kontrakt z klubem, myślą o kolejnej przeprowadzce

Publikacja: 29.12.2010 01:01

Peszko w Kolonii, czyli jak kupić samego siebie

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Do niektórych klubów idzie się na kolanach i nie marudzi. Bartosz Ślusarski, który po nieudanym pobycie w ostatniej w tabeli Cracovii przeszedł właśnie do mistrzowskiego Lecha Poznań, nie stawiał żadnych warunków. Podpisał półtoraroczną umowę, która zostanie przedłużona, jeśli piłkarz się sprawdzi. Ślusarski ma 30 lat i nic do stracenia, klub też ryzykuje niewiele.

Kiedy piłkarz przychodzi do nowego pracodawcy z kartą zawodniczą w ręku (co oznacza, że nie trzeba za niego płacić) i w dobrej formie, jest panem swojego losu. Jeśli płaci się innemu klubowi, a on ostatnio grał słabo – nie dyskutuje.

Sławomir Peszko przeszedł do Lecha za darmo z Wisły Płock latem 2008 roku. Szybko stał się jednym z najlepszych w drużynie, latem interesował się nim Wolfsburg, sam piłkarz wolał negocjować z Panathinaikosem, chociaż tam chcieli go tylko przez chwilę. Teraz finalizowany jest transfer z tułającym się w ogonie Bundesligi 1. FC Koeln.

Klub ma 30 milionów euro długu, chce się ratować przed spadkiem, ale nie ma pieniędzy na wielkie gwiazdy. Peszko ma za to klauzulę w kontrakcie, która pozwoli mu odejść z Lecha do końca roku podobno za 500 tysięcy euro, jeśli wykupi swój kontrakt osobiście. To łatwo da się obejść – wystarczy, że Niemcy dadzą mu w zamian wyższy kontrakt. Biznesmen, który pożyczy zawodnikowi pieniądze na wykup, już się znalazł.

– Kluby niechętnie przystają na wpisanie klauzuli określającej kwotę, za którą piłkarz może odejść. W przypadku Peszki Lech zrobi jednak interes, bo przecież brał go za darmo. A sam piłkarz ma prawo zmienić otoczenie. Może zobaczył w telewizji, jak wygląda Bundesliga, i zrozumiał, że taką Ligę Europejską, jaką ma w Lechu od święta, tam będzie miał co tydzień – tłumaczy Cezary Kucharski, menedżer piłkarski.

Reklama
Reklama

Zamiast wpisywania kwoty odstępnego polskie kluby proponują inne rozwiązania, np. procent od transferu do następnego klubu. Tak było w przypadku Roberta Lewandowskiego, który zarobił na swoim przejściu do Borussii Dortmund. Artur Sobiech mógł za to trafić za grosze do Ruchu Chorzów z Pasjonata Dankowice, ale Pasjonat kilka razy powiększył swój budżet z procentów, jakie dostał z kolejnego transferu piłkarza z Ruchu do Polonii Warszawa.

– To droga małych klubów, które mają swoje perełki. Tacy zawodnicy jak Sobiech nie trafiają od razu do wielkich i bogatych drużyn, promują się w mniejszych i później spłacają następnymi transferami. Dla Ruchu to również opłacalny interes, bo przecież ryzyko niepowodzenia było małe – mówi menedżer Jarosław Kołakowski.

W cenie są piłkarze z kartą w ręku. Tym dobrym płaci się za sam podpis trochę mniej, niż dostałby za nich poprzedni klub. Rekordowe sumy za podpis pod umową z nowym klubem w Polsce dochodzą do miliona złotych. Sama pensja też jest imponująca, najlepiej zarabiający piłkarze, ale da się ich policzyć na palcach jednej ręki, dostają 400 tysięcy euro rocznie. Klub w kontrakcie umieszcza też swoje obostrzenia i kary – na przykład za jazdę na nartach czy na motorze.

– Wysokie sumy odstępnego lub w ogóle ich brak w umowach to nie jest dobre zjawisko dla polskiej piłki. Cztery lata temu Paweł Brożek był tak samo dobry jak teraz, można go było sprzedać i na pewno dałoby się sprowadzić kogoś na jego miejsce. Kogoś, kto w polskiej lidze potrafiłby się nadal rozwijać – uważa Kołakowski.

Jak podają niemieckie media, kontrakt Peszki będzie obowiązywał przez dwa i pół roku, tylko jeśli klub nie spadnie z 1. Bundesligi. To, na wszelki wypadek, zagwarantował sobie piłkarz. Peszko liczy, że uda mu się dobrą grą przekonać Franciszka Smudę, by wybaczył mu picie alkoholu po meczu z Australią. Smuda na Peszkę patrzy łaskawszym okiem niż na Artura Boruca i Michała Żewłakowa. Zapewne wybaczy.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [mail=m.kolodziejczyk@rp.pl]m.kolodziejczyk@rp.pl[/mail]

Do niektórych klubów idzie się na kolanach i nie marudzi. Bartosz Ślusarski, który po nieudanym pobycie w ostatniej w tabeli Cracovii przeszedł właśnie do mistrzowskiego Lecha Poznań, nie stawiał żadnych warunków. Podpisał półtoraroczną umowę, która zostanie przedłużona, jeśli piłkarz się sprawdzi. Ślusarski ma 30 lat i nic do stracenia, klub też ryzykuje niewiele.

Kiedy piłkarz przychodzi do nowego pracodawcy z kartą zawodniczą w ręku (co oznacza, że nie trzeba za niego płacić) i w dobrej formie, jest panem swojego losu. Jeśli płaci się innemu klubowi, a on ostatnio grał słabo – nie dyskutuje.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Piłka nożna
Wszyscy go lubią. Nowym selekcjonerem reprezentacji Polski ma zostać Jan Urban
Piłka nożna
Chelsea wygrała klubowe mistrzostwa świata, ale się nie zatrzymuje. Na transfery wydała już fortunę
Piłka nożna
Lech ma nowych piłkarzy, Legia ma Superpuchar Polski. Niespodzianka w Poznaniu
Piłka nożna
Naukowcy ostrzegają przed upałami. Czy Amerykanie są przygotowani na mundial?
Piłka nożna
Smutny początek sezonu przy Łazienkowskiej. Legia wygrała w ciszy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama