Do niektórych klubów idzie się na kolanach i nie marudzi. Bartosz Ślusarski, który po nieudanym pobycie w ostatniej w tabeli Cracovii przeszedł właśnie do mistrzowskiego Lecha Poznań, nie stawiał żadnych warunków. Podpisał półtoraroczną umowę, która zostanie przedłużona, jeśli piłkarz się sprawdzi. Ślusarski ma 30 lat i nic do stracenia, klub też ryzykuje niewiele.
Kiedy piłkarz przychodzi do nowego pracodawcy z kartą zawodniczą w ręku (co oznacza, że nie trzeba za niego płacić) i w dobrej formie, jest panem swojego losu. Jeśli płaci się innemu klubowi, a on ostatnio grał słabo – nie dyskutuje.
Sławomir Peszko przeszedł do Lecha za darmo z Wisły Płock latem 2008 roku. Szybko stał się jednym z najlepszych w drużynie, latem interesował się nim Wolfsburg, sam piłkarz wolał negocjować z Panathinaikosem, chociaż tam chcieli go tylko przez chwilę. Teraz finalizowany jest transfer z tułającym się w ogonie Bundesligi 1. FC Koeln.
Klub ma 30 milionów euro długu, chce się ratować przed spadkiem, ale nie ma pieniędzy na wielkie gwiazdy. Peszko ma za to klauzulę w kontrakcie, która pozwoli mu odejść z Lecha do końca roku podobno za 500 tysięcy euro, jeśli wykupi swój kontrakt osobiście. To łatwo da się obejść – wystarczy, że Niemcy dadzą mu w zamian wyższy kontrakt. Biznesmen, który pożyczy zawodnikowi pieniądze na wykup, już się znalazł.
– Kluby niechętnie przystają na wpisanie klauzuli określającej kwotę, za którą piłkarz może odejść. W przypadku Peszki Lech zrobi jednak interes, bo przecież brał go za darmo. A sam piłkarz ma prawo zmienić otoczenie. Może zobaczył w telewizji, jak wygląda Bundesliga, i zrozumiał, że taką Ligę Europejską, jaką ma w Lechu od święta, tam będzie miał co tydzień – tłumaczy Cezary Kucharski, menedżer piłkarski.