Rozpieszczonym wielkimi nazwiskami i rekordowymi transferami kibicom Realu Liga Mistrzów śni się po nocach jak koszmar. Trudno w to uwierzyć: są kolejne fale galaktycznych piłkarzy i szumne zapowiedzi, a Real ostatnio w ćwierćfinale grał w sezonie 2003 /2004.
Rok temu wydano na gwiazdy ćwierć miliarda euro, ale nie dość, że Real nie poradził sobie z Barceloną w krajowej rywalizacji, to w Lidze Mistrzów odpadł w 1/8 finału po meczach z Lyonem.
Francuzi to druga klątwa klubu z Madrytu – w ostatnich siedmiu latach Real grał z Olympique sześć razy. Nie potrafił wygrać choćby jednego spotkania. – Zlekceważyliśmy mój poprzedni klub, bo byliśmy wielkim Realem. Teraz wielkość pokażemy na boisku – mówi Karim Benzema, który za 35 milionów euro trafił do Madrytu.
Lekiem na całe zło ma być Jose Mourinho, który co prawda zapowiedział sukcesy Realu dopiero po drugim sezonie pracy, ale przecież już teraz wszyscy patrzą mu na ręce. Wszystko działało perfekcyjnie do pierwszego wielkiego egzaminu, jakim była porażka z Barceloną 0:5. Teraz test numer dwa, może i ważniejszy. – Musimy wygrać i skończyć fatalną serię. Mamy w sztabie Zinedine’a Zidane’a, a on Francuzów zna doskonale – mówi Mourinho.
Real wygrał w lutym cztery spotkania, ale w żadnym nie zachwycił. W ostatnich sześciu meczach Cristiano Ronaldo trafiał tylko w jednym – drużynie brakuje błysku, ciuła punkty, zamiast grać z polotem.