Po zwycięstwie nad Sportingiem w Poznaniu 1: 0 Lechowi do awansu wystarczy remis, a nawet porażka, pod warunkiem że strzeli bramkę, a różnica między zdobytymi a straconymi golami nie będzie większa niż jeden: 1: 2, 2: 3, 3: 4... Wszystko możliwe, ale to zadanie bardzo trudne.
W Poznaniu na bagnistym boisku podczas padającego śniegu i przy minusowej temperaturze Lech miał więcej szczęścia. O jego zwycięstwie zadecydowała jedna akcja Siergieja Kriwca z Artjomsem Rudnevsem. Portugalczycy twierdzili, że w takich warunkach nie mogli pokazać swych atutów i czekają na rewanż.
Ich nadzieje i pewność siebie musiały nieco osłabnąć w niedzielę. Na swoim skalistym stadionie Sporting przegrał bowiem mecz ligowy z Pacos Ferreira 1: 2. Goście prowadzili po 18 minutach 2: 0. Drugi gol padł z samobójczego strzału obrońcy Silvio. Sporting zdołał wbić tylko jednego (pomocnik Ukra) i chociaż przez ostatni kwadrans grał z przewagą jednego zawodnika, straty nie odrobił. To druga z kolei porażka ligowa i trzecia łącznie z meczem w Poznaniu.
Można by z tego wyciągać jakieś optymistyczne wnioski, gdyby nie to, że w niedzielę Lech też się nie popisał. Przegrał w Poznaniu pucharowy mecz z Polonią Warszawa 0: 1, tracąc gola też po samobójczym strzale (Manuel Arboleda).