Ten mecz zaczął się dużo wcześniej niż o godz. 20, kiedy piłkarze wybiegli na boisko. Kibice Legii od rana się umawiali, że przyjdą na Łazienkowską w szalikach, tak jakby mogli wejść na trybuny.
Protestowali przeciwko zamknięciu stadionu przez wojewodę mazowieckiego, który podjął taką decyzję po finale Pucharu Polski. Mecz w Bydgoszczy zakończył się wtargnięciem kibiców na boisko.
Półtorej godziny przed pierwszym gwizdkiem zgromadzili się w pobliskim pubie, przeszli pod stadion, rozwiesili antyrządowe transparenty i dopingowali swoją drużynę. Dowodzeni przez przywódcę z zakazem stadionowym „Starucha" agresywni byli tylko wobec mediów. W drugiej połowie dołączyli do nich fani z Kielc. Było spokojnie, a na tym kibicom bardzo zależało.
Trener Korony liczył, że Legia po finałowym meczu z Lechem będzie zmęczona i uda się wywieźć z Warszawy chociaż remis. Maciej Skorża rzeczywiście w porównaniu z wtorkowym meczem bardzo zmienił wyjściowy skład, ale na słabą Koronę wystarczyły nawet rezerwy.
Spotkanie toczyło się w przygnębiającej atmosferze. Przy ławce rezerwowych Legii stał wystawiony Puchar Polski, który mogli oglądać tylko prezesi i dziennikarze. Słychać było, że Edi Andradina Grzegorza Lecha nazywa Lesiem, a Skorża, nawet denerwując się na arbitra krzyczy „panie sędzio". Sasal powiedział później, że to była atmosfera sparingu. Skorża uznał, że nawet piłkarzom Korony lepiej grałoby się przy pełnych trybunach, bo czuliby się bardziej zmotywowani.