Jedna jest w Lechu wiara

Futbol w tym mieście uratowali kibice. Dlatego Wiara Lecha uwierzyła, że ma monopol na rację. Ale, choć święci nie są, robienie z nich wroga publicznego niczemu nie służy

Aktualizacja: 12.05.2011 08:35 Publikacja: 11.05.2011 21:11

Wiara Lecha – jest ich ponad tysiąc, ale wpływy w mieście mają ogromne

Wiara Lecha – jest ich ponad tysiąc, ale wpływy w mieście mają ogromne

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Kibol to w poznańskiej gwarze brzmiało dumnie. Bez złych skojarzeń. Byłeś z Kolejorzem na dobre i złe, to byłeś kibolem. Nie chuliganem, ale też nie Januszem, jak się tu mówi na pikników, którzy są poubierani w pamiątki od stóp do głów, ale krzyczą tylko wtedy, jak jest gol albo sędzia coś wymyśli.

Kibol to był kibic, jak mówią, ogarnięty. Taki, co nie narobi obory na swoim stadionie ani na cudzym, nie zaczepia ludzi na ulicach, nie załatwia się byle gdzie, nie jest spitkiem, co lubi sobie coś wychylić przed meczem albo i przemycić butelkę na trybunę. Nie jest też rurą, bo tylko rura się wyżywa na rzeczach martwych, jak to sobie Wiara Lecha wpisała do regulaminu wyjazdowego.

Wielu ludzi w Poznaniu wciąż ma do tego „kibola" wielki sentyment. Nawet gdy coś się już popsuło, gdy z wielkopolskiej dumy to słowo stało się, nie do końca wiadomo dlaczego, etykietą dla ogólnopolskiej szumowiny, której się trzeba pozbyć ze stadionów. Urzędnik miejski Jarosław Pucek, dyrektor Zarządu Komunalnego Zasobów Lokalowych w Poznaniu i członek Wiary Lecha, mówi o sobie „prawnik z wykształcenia, kibol z przekonania". A przed niedawnymi wyborami do rad osiedli wzywał w nagranej na wideo odezwie: „Nasze obowiązki nie kończą się w sobotę (podczas meczu – piw). W niedzielę wszyscy idziemy głosować. Na kiboli".

Lepsze flagi niż bicie

To było już po tym, gdy się okazało, że szef stowarzyszenia Wiara Lecha Krzysztof Markowicz wdał się w awanturę podczas meczu reprezentacji i opluł jednego z kibiców. Ale jeszcze przed bydgoskim finałem Pucharu Polski, po którym wszystko, co się pozytywnie kojarzy w „kibolu", wydaje się trudne do odratowania. W tamten wtorek 3 maja na dobre upchnięto do jednego worka stowarzyszenie kibiców Legii, mających za sobą w ostatnich latach rozróby w Utrechcie, wstyd w Wiedniu, pożogę w Wilnie, i kibiców Lecha, którzy od dziesięciu lat się starali, żeby na trybunach i podczas wyjazdów był porządek.

Gdy od dyskusji na forum poznańskiej „Gazety Wyborczej" przeskakiwali pod koniec 2001 roku do wspólnego działania, Lech był w drugiej lidze, nie miał pieniędzy, a  stadion zawłaszczali ci, którzy lubili się bić. Wiara Lecha od bicia się na trybunach wolała oprawy, wielkie flagi i race. Jej pierwsi członkowie skrzyknęli się, by w tej ogólnej beznadziei przynajmniej kibicowanie było na pierwszoligowym poziomie. I zostali, w 2004 założyli stowarzyszenie WL, doprowadzili do tego, że wróciła moda na przychodzenie na Bułgarską, za nią z czasem wrócili sponsorzy.

Gdy Kompania Piwowarska, lokalna potęga, zamiast Lecha wolała się reklamować na koszulce Wisły Kraków, Wiara zorganizowała udany bojkot jej produktów. Pomogła klubowi dotrwać do tej chwili, gdy Amica doszła do wniosku, że zamiast robić futbol dla garstki we Wronkach lepiej się przenieść z klubową licencją do Poznania i dać piłkę tłumom.

Fakt, że się przywódcy WL czasem mocno zapędzali w obsesjach na punkcie własnych zasad, a niektórzy ponoć nie zerwali znajomości z lokalną bandyterką. Nie wszystkim na trybunach Lecha się podoba, że to WL dyktuje, jak trzeba kibicować, razi ich, że z czasem najbardziej oddani kibice zaczęli traktować te tłumy Januszy (skąd to określenie się wzięło, też do końca nie wiadomo) z coraz większą wyniosłością. Ale to jednak dzięki kibolom na stadion w Poznaniu zaczęły  znowu przychodzić rodziny z dziećmi. A teraz po Bydgoszczy dzieci i kobiety się nimi straszy.

I, wiedzą to, sami są sobie winni. Poniosło ich akurat wtedy, kiedy ponieść najbardziej nie miało prawa. Niedługo po tym, gdy zaczęli protestować, że stają się dla rządu tematem zastępczym, w Polskę poszły zdjęcia, jak ktoś w barwach Lecha kopie kamerzystkę, jak rury wyżywają się na rzeczach martwych. Kogo to teraz obejdzie, że Wiara Lecha zbiera pieniądze, żeby spłacić zniszczenia, jak to zrobiła np. po ubiegłorocznej fecie mistrzowskiej na Starym Rynku. I, przede wszystkim, kogo obejdzie, iż WL, mająca z klubem umowę, że jest organizatorem wyjazdów, ale też za nie odpowiada, również finansowo, akurat wyjazdu na finał nie organizowała, była tylko pośrednikiem między kibicami a PZPN?

Profesorowie, cieśle, bezrobotni

Kto lubi proste rozwiązania, ostre cięcia, ten akurat w poznański węzeł wokół klubu, kibiców i sprzyjających im władz miasta może się zaplątać. Ale kto nie może spać przez wizje sojuszu PiS z kibolem w blasku pochodni, niech odetchnie, Wiara Lecha mu snu nie zakłóci. Mówimy o organizacji, której nazwę wymyślił obecny rzecznik MSZ Marcin Bosacki, której pierwszy szef próbował zostać radnym z SLD, a drugi sympatyzował z UPR.

Dzisiejszy prezes Krzysztof Markowicz, biznesmen i absolwent Akademii Ekonomicznej, znany też jako porywczy i plujący „Litar", mówi, że nigdy nie głosował, bo nie wierzy, że to cokolwiek zmienia. Ale z okazji ostatnich wyborów parlamentarnych tzw. kocioł zbierający największych fanatyków klubu skandował: „Donald Tusk" i „Ch... w d... temu, kto odda głos Kaczyńskiemu", a wspomniany wcześniej Jarosław Pucek to człowiek Platformy. I wszyscy jakoś się w tym jednym stowarzyszeniu mieścili lub mieszczą. Jest ich ponad tysiąc. Jak mówi Marcin Kawka, jeden z założycieli WL: – Najwięcej mamy studentów, ale jest też 72-latek, są profesorowie, chirurdzy, cieśle, bezrobotni.

– Nie łączy nas nic poza przywiązaniem do Lecha. Przypinanie nas do polityki jest bzdurą – mówi Filip Jańczuk, radca prawny, w WL od 2004 r. A Markowicz na suflowaną uparcie np. przez „Gazetę Polską" teorię, że rozróby po finale Pucharu Polski były prowokacją władz, odpowiada: – Żeby była prowokacja, ktoś się musi dać sprowokować. Nie wierzę w żadne spiski. Po prostu niektórym osobom u nas puściły nerwy i sami sobie zaszkodziliśmy.

Markowiczowi też puściły nerwy podczas wspomnianego wcześniej meczu reprezentacji. Chciał wyprosić z trybuny II, którą Lech na nowym stadionie oddał WL, kibica, który jego zdaniem zachowywał się źle. – Mam do siebie pretensje, że się dałem sprowokować. Nie oplułem kobiety, nie chodziło mi o wyganianie rodziny z dziećmi, tylko o tego pana, który nie był w takiej formie, jak powinien, a ja mam uczulenie na alkohol na stadionie. Przeprosiłem przez nagranie wideo, bo druga strona sobie spotkania nie życzyła.

Sprawę oplucia i awantury opisała „Gazeta Wyborcza", która oskarża Markowicza również o rządzenie stowarzyszeniem i kibicami zbyt twardą ręką, bliskie kontakty z bojówkarzami Lecha, ludźmi „z miasta", o m.in. fikcyjne zatrudnienie w swojej firmie jednego z nich. A władzom Lecha zarzuca, że za cenę spokoju na stadionie oddały najbardziej fanatycznym kibicom wspomnianą trybunę II, a firmie Markowicza – katering na stadionie na wyłączność.

Wypowiedziana umowa

Wczoraj Markowicz usłyszał zarzuty w sprawie zdarzenia na stadionie, a klub wypowiedział z końcem maja umowę z jego firmą Trocadero. – Nie miałem wyłączności, moja firma obsługiwała dwie trybuny stadionu. Działa od siedmiu lat, zresztą pierwszy przetarg w Lechu przegrałem, udało się dopiero dwa – trzy lata później, jak poprawiłem ofertę. Zarzuty podejrzanych znajomości znam, ale co tacy ludzie mieliby zyskać na związkach z nami? Że zrobią z nami oprawę albo zaniosą prezenty do domu dziecka w ramach naszych akcji charytatywnych? – pyta Markowicz. Wiara Lecha już dawno ogłosiła bojkot „Wyborczej", ale prezes do sądu z powództwa prywatnego jej nie podał. – Analizuję sprawę z prawnikami. Nie chciałem działać na chybcika – tłumaczy. O decyzji Lecha mówi: – Takie prawo zleceniodawcy.

Działalności w stowarzyszeniu zawieszać nie ma zamiaru. – Bezwzględnie powinien to zrobić do czasu wyjaśnienia sprawy – mówi Jacek Masiota, prawnik Lecha.

Masiota tłumaczy też, że zapisy umowy zawartej przez klub ze stowarzyszeniem wzorował na tych, które obowiązują w Borussii Dortmund. Tam też klub dał kibicom większą swobodę w zamian za większą odpowiedzialność.

Amica i Wiara Lecha to było małżeństwo z rozsądku. Granie na cudzej licencji to nie jest w światku kibiców powód do dumy, najdelikatniej mówiąc. Wiarę Lecha też to uwiera, nie lubi, jak przy okazji korupcyjnych oskarżeń pod adresem starego Lecha władze klubu przypominają, że teraz są formalnie Amicą. Długo kibice nazywali wroniecki zaciąg leśnymi ludźmi. Ale z czasem to przełknęli, uznali, że bez pieniędzy z Wronek klub nie byłby tu, gdzie jest dziś, z mistrzostwem Polski i pięknymi wspomnieniami z europejskich pucharów. Dla Amiki kalkulacja też była jasna: jeśli nie pójdziemy na kompromis, to w Poznaniu będzie to, co we Wrocławiu, gdzie kibice nie chcieli milionów Zbigniewa Drzymały i licencji Groclinu. Ale, jak usłyszeliśmy z kilku źródeł, właściciel Amiki Jacek Rutkowski coraz mocniej zdaje sobie sprawę, że taki sposób na legitymizację to stąpanie po kruchym lodzie. I to myślenie ma w biurach Lecha coraz więcej zwolenników.

Tarantino też pluje

Dziś Wiara Lecha znalazła się chyba na najostrzejszym wirażu, od kiedy istnieje stowarzyszenie. Bojkotuje „Wyborczą", ale sama jest pod coraz większym ostrzałem. Po kłopotach prezesa, po Bydgoszczy. – Czasami zachowania kibiców klubowi nie pomagają, ale ogólny bilans jest na plus. My nie chcemy wyrozumiałości, tylko sprawiedliwości. Nasz prezes zachował się źle i przeprosił. Quentin Tarantino przed galą oscarową opluł nachalnego reportera i nie słyszałem, żeby ktoś wzywał do bojkotu jego filmów. Ani wezwań, żeby Doda nie śpiewała na miejskich sylwestrach, po tym jak się pobiła z jakąś inną celebrytką – mówi Filip Jańczuk. – Tak, nie jesteśmy liderami samooczyszczenia, ale gdy do sądu trafia lekarz zaskarżony przez pacjenta, to też wśród jego kolegów po fachu trudno znaleźć kogoś, kto się zgodzi być biegłym, prawda?

Najbliższe tygodnie pokażą, czy problemy z kibicami trzeba rozwiązywać rewolucją czy wystarczy ewolucja, jak próbuje Lech. Czy można wyłapywać przestępców bez litości, karać tych, którzy łamią przepisy, ale przy okazji nie zapędzić się na tyle, żeby wszystkich aktywnych kibiców traktować jak ludzi z czarnym podniebieniem. Wiara Lecha na wroga publicznego się nie nadaje, jeśli już, to jest władzą, która zaczęła się psuć, gdy zabrakło godnej konkurencji. Przykładów do porównań nie brakuje.

Zarzuty dla Markowicza

Policja postawiła wczoraj zarzuty naruszenia nietykal- ności cielesnej oraz publicznego znieważenia poprzez oplucie Krzysztofowi Markowiczowi (ps. Litar), szefowi stowarzyszenia kibiców Wiara Lecha. Grozi mu kara do roku pozbawienia wolności. Przed meczem reprezentacji Polski z Wybrzeżem Kości Słoniowej (17 listopada w Poznaniu) podejrzany wyrzucił z trybuny przeznaczonej dla kibiców Lecha rodzinę ubraną w barwy narodowe. Na filmie z monitoringu stadionu widać, jak popycha jednego z kibiców i pluje mu w twarz. Władze Lecha zerwały umowę z firmą Markowicza, zajmującą się kateringiem na stadionie.

 

Kibol to w poznańskiej gwarze brzmiało dumnie. Bez złych skojarzeń. Byłeś z Kolejorzem na dobre i złe, to byłeś kibolem. Nie chuliganem, ale też nie Januszem, jak się tu mówi na pikników, którzy są poubierani w pamiątki od stóp do głów, ale krzyczą tylko wtedy, jak jest gol albo sędzia coś wymyśli.

Kibol to był kibic, jak mówią, ogarnięty. Taki, co nie narobi obory na swoim stadionie ani na cudzym, nie zaczepia ludzi na ulicach, nie załatwia się byle gdzie, nie jest spitkiem, co lubi sobie coś wychylić przed meczem albo i przemycić butelkę na trybunę. Nie jest też rurą, bo tylko rura się wyżywa na rzeczach martwych, jak to sobie Wiara Lecha wpisała do regulaminu wyjazdowego.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Thomas Tuchel: Pasja i braterstwo
Piłka nożna
Reprezentacja Polski. Najbrzydsza drużyna w Europie
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Polska - Malta. Sto minut nudów
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Polska - Malta 2:0. Punkty są, zachwytu brak
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście