– W wyobraźni widziałem siebie w Realu albo Interze, a grałem w Stuttgarcie i Paris Saint-Germain. Być może to jest mój poziom – mówił o sobie niedawno w wywiadzie dla francuskiego „Liberation". Wyobrażenia na temat samego siebie zawsze były największym problemem Ljuboi. Kłócił się w każdym klubie, w którym grał, opuszczał treningi, imprezował.
Do Warszawy przyszedł za darmo, bo skończył się jego kontrakt w Nicei. Prawdziwą gwiazdą był dawno temu. W 2004 roku PSG zapłaciło za niego Strasbourgowi blisko 3,5 mln euro. Umiejętności, jak na polską ligę, ma bardzo duże, ale często nie był w stanie udźwignąć oczekiwań.
Ojciec chce podwyżki
Ljuboja urodził się niedaleko Vukovaru. Gdy na Bałkanach zaczęła się, trafił do Belgradu, gdzie grał w juniorach Crvenej Zvezdy. Przyszła oferta z Francji, zbawienie dla rodziny. Sochaux dało jej dach nad głową, rodzice dostali peugeota 205, klub załatwił pracę ojcu. Od tej pory to on w imieniu syna negocjował podwyżki. W Warszawie na rozmowy z dyrektorem sportowym Legii Markiem Jóźwiakiem stawił się jeszcze brat piłkarza. Poprzedni pracodawcy poznali obu panów bardzo dobrze.
Ljuboja zaczął w Sochaux od wywalczenia Pucharu Francji, ale i spadku z Ligue 1, w drugim sezonie był liderem drużyny. Wtedy za 2,5 mln euro kupił go Strasbourg. Danijel grał słabo i znowu spadł z ligi.
Jak zjeść kanapkę
Zaczęto o nim mówić, że gra samolubnie, mimo największej liczby asyst w drużynie. Poza boiskiem robił dużo szumu, mówił, że zasługuje na lepsze traktowanie. Gdy po trzech latach przyszła oferta z PSG, cieszył się: wreszcie trafia do wielkiego klubu. Trener Vahid Halilhodzić szukał partnera w ataku dla Portugalczyka Paulety.