Upadki i powroty Danijela Ljuboi

Legia zatrudniła piłkarza z nazwiskiem. Danijel Ljuboja zawsze dbał o rozgłos, ale tylko czasami na boisku

Publikacja: 09.07.2011 03:00

Danijel Ljuboja: wielkie umiejętności, ale ego jeszcze większe

Danijel Ljuboja: wielkie umiejętności, ale ego jeszcze większe

Foto: NEWSPIX, Marek Zieliński

– W wyobraźni widziałem siebie w Realu albo Interze, a grałem w Stuttgarcie i Paris Saint-Germain. Być może to jest mój poziom – mówił o sobie niedawno w wywiadzie dla francuskiego „Liberation". Wyobrażenia na temat samego siebie zawsze były największym problemem Ljuboi. Kłócił się w każdym klubie, w którym grał, opuszczał treningi, imprezował.

Do Warszawy przyszedł za darmo, bo skończył się jego kontrakt w Nicei. Prawdziwą gwiazdą był dawno temu. W 2004 roku PSG zapłaciło za niego Strasbourgowi blisko 3,5 mln euro. Umiejętności, jak na polską ligę, ma bardzo duże, ale często nie był w stanie udźwignąć oczekiwań.

Ojciec chce podwyżki

Ljuboja urodził się niedaleko Vukovaru. Gdy na Bałkanach zaczęła się, trafił do Belgradu, gdzie grał w juniorach Crvenej Zvezdy. Przyszła oferta z Francji, zbawienie dla rodziny. Sochaux dało jej dach nad głową, rodzice dostali peugeota 205, klub załatwił pracę ojcu. Od tej pory to on w imieniu syna negocjował podwyżki. W Warszawie na rozmowy z dyrektorem sportowym Legii Markiem Jóźwiakiem stawił się jeszcze brat piłkarza. Poprzedni pracodawcy poznali obu panów bardzo dobrze.

Ljuboja zaczął w Sochaux od wywalczenia Pucharu Francji, ale i spadku z Ligue 1, w drugim sezonie był liderem drużyny. Wtedy za 2,5 mln euro kupił go Strasbourg. Danijel grał słabo i znowu spadł z ligi.

Jak zjeść kanapkę

Zaczęto o nim mówić, że gra samolubnie, mimo największej liczby asyst w drużynie. Poza boiskiem robił dużo szumu, mówił, że zasługuje na lepsze traktowanie. Gdy po trzech latach przyszła oferta z PSG, cieszył się: wreszcie trafia do wielkiego klubu. Trener Vahid Halilhodzić szukał partnera w ataku dla Portugalczyka Paulety.

Z Halilhodziciem nie nadawali na tych samych falach. – On bez przerwy mówił. Nawet jak ktoś otwierał usta, by zjeść kanapkę, podpowiadał mu najlepszy sposób – wspominał trener. Ljuboja w końcu został odsunięty od drużyny. Zaczął gubić się na mieście, po przegranym zakładzie z kolegą zmienił fryzurę na „skunksa" – ufarbował irokeza na blond.

Los dał mu jeszcze szansę. Zadzwonił Giovanni Trapattoni. Był 2005 rok, Włoch wziął Ljuboję do Stuttgartu, gdzie po pierwszych przebłyskach dawnej formy piłkarzowi przestały się podobać zarobki. Wylądował w rezerwach. Na wypożyczeniu do HSV Hamburg, a potem Wolfsburga, zdarzało mu się dostarczyć zwolnienie lekarskie, a kurację przechodzić w nocnym klubie.

Stolica i piłkarz

Za każdym razem, gdy wracał do Stuttgartu, prosił o kolejną szansę i jej nie wykorzystywał. Nie potrafił się poświęcić dla Huuba Stevensa, Feliksa Magatha i Markusa Babbela. Teraz spróbuje dla Macieja Skorży.

Ljuboja rozrabiał też w reprezentacji. Grał na mundialu 2006 w meczach z Holandią i Argentyną. Później wyjechał. Oficjalnie z powodu kontuzji, a tak naprawdę znów się pogniewał. I nawet pobił z Dejanem Stankoviciem, gdy się na treningu pokłócili o złe podanie.

W Niemczech nikt go już nie chciał, we Francji trafił do drugoligowego Grenoble, gdzie znowu doszedł do siebie. Nicea, skąd wzięła go Legia, to kolejny burzliwy rozdział. W całym sezonie strzelił ledwie pięć goli, ale obrażał się na trenera, gdy ten zdejmował go z boiska za wcześnie. Propozycja z Legii była zbawieniem.

Marek Jóźwiak opowiadając o kulisach transferu tłumaczył, że na Zachodzie myślą, że Warszawa to głusza. – A Danijel zobaczył stolicę nocą i się zachwycił.

Od tego, jak bardzo nocna stolica i piłkarz się zaprzyjaźnią, może zależeć jesienią gra Legii.

– W wyobraźni widziałem siebie w Realu albo Interze, a grałem w Stuttgarcie i Paris Saint-Germain. Być może to jest mój poziom – mówił o sobie niedawno w wywiadzie dla francuskiego „Liberation". Wyobrażenia na temat samego siebie zawsze były największym problemem Ljuboi. Kłócił się w każdym klubie, w którym grał, opuszczał treningi, imprezował.

Do Warszawy przyszedł za darmo, bo skończył się jego kontrakt w Nicei. Prawdziwą gwiazdą był dawno temu. W 2004 roku PSG zapłaciło za niego Strasbourgowi blisko 3,5 mln euro. Umiejętności, jak na polską ligę, ma bardzo duże, ale często nie był w stanie udźwignąć oczekiwań.

Pozostało 81% artykułu
Piłka nożna
Bayern - Real. Cztery gole i cztery minuty, które wstrząsnęły półfinałem Ligi Mistrzów
Piłka nożna
Jan Urban: Szkoda, że Robert nie trafił na lepszy okres Barcelony
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Lewy się kończy. Ale ogląda się to przyjemnie
Piłka nożna
Barcelona - Valencia. „Zbawca Robert Lewandowski”. Hiszpańska prasa o hat tricku Polaka
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Czy kibice pomogą Bayernowi pokonać Real?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO