Sukces Japonii to nie to samo co jednorazowy wyczyn Grecji na męskich mistrzostwach Europy w 2004 roku. Grecja wygrała, ale nie dała futbolowi nic nowego. Na Japonkach będą się wzorować piłkarki na całym świecie.
Jak musiały się czuć japońskie zawodniczki, wychodząc na finał? Obok stały przeciwniczki i patrzyły na Azjatki z góry. Abby Wambach ma 181 cm wzrostu, bramkarka Hope Solo 175 cm. Jej odpowiedniczka w japońskiej bramce Ayumi Kaihori jest o 5 cm niższa, ale najwyższa w swoim zespole. Rzut rożny dla Japonii przy takich różnicach to żadna korzyść. A jednak po rzucie rożnym padła bramka strzelona przez Homare Sawę tuż przed końcem dogrywki.
Jak grają Niemki i Amerykanki, mniej więcej wiadomo. Dobre linie obronne, wysoka napastniczka w stylu Wambach czy wcześniej Birgit Prinz, podania od skrzydłowych.
Japonki grają zupełnie inaczej. Ich trener Norio Sasaki, człowiek bez widocznych objawów zdenerwowania na ławce, oglądał ze swoimi zawodniczkami mecze Barcelony. Zwracał im uwagę, że Messi, Xavi i Iniesta są niewiele wyżsi od piłkarek japońskich, a to przecież najlepsi gracze na świecie. Ich atutami są technika, szybkość, wzajemne zrozumienie i tak szybkie podawanie sobie piłki, żeby przeciwnik się w tym pogubił.
Tak było z Amerykankami, które dwa razy zdobywały prowadzenie i dwukrotnie myślały, że przewaga jednego gola wystarczy do zwycięstwa. Wyrównanie na 1:1, a zwłaszcza na 2:2, być może miało wpływ na przebieg rzutów karnych. Amerykanki w meczu z Brazylią, kiedy wszystko im się udawało, wykonywały je bezbłędnie, a w finale trzy pierwsze zawodniczki zawiodły.