Jeśli Legii uda się dziś wyeliminować Gaziantepspor, będzie to największy sukces tego klubu od czasu, kiedy dziewięć lat temu wyrzucił z Pucharu UEFA FC Utrecht. A może i największe na razie osiągnięcie polskiej drużyny w tej edycji pucharów. Turcy na pewno nie są słabsi od Liteksu Łowecz.
W lidze tureckiej Gaziantepspor zajął czwarte miejsce za Fenerbahce, Trabzonsporem i Bursasporem. Wyprzedził wielkie Galatasaray aż o 13 punktów. Nie jest zamieszany w aferę korupcyjną pustoszącą ligę. W jego składzie są reprezentanci Turcji, Litwy, Bułgarii, Kamerunu, a pomocnik Wagner (kiedyś Lokomotiw Moskwa zapłacił za niego 6 mln euro) był powołany na jeden z meczów towarzyskich Brazylii.
Dla prezesa Ibrahima Halila Kizila, szefa koncernu Kizil Group, handlującego m.in. ropą i gazem, transfery po 3 mln euro to normalność. W polskiej lidze wydarzeniem roku jest wydanie na jednego piłkarza miliona.
I takiej właśnie drużynie Legia zagrała tydzień temu na nosie, broniąc się świetnie i strzelając bramkę po jednej z nielicznych akcji. Ale 1:0 z Gaziantep spokoju w rewanżu nie zapewnia. Rywale są rozjuszeni porażką, trener Tolunay Kafkas skończył z kurtuazją. – Legia umie się tylko bronić, mam nadzieję, że tym razem pech nas opuści – mówił przed wylotem do Polski. – Trener mocno oberwał po pierwszym meczu za złą taktykę. Kibice nie darują drużynie odpadnięcia z takim rywalem – mówi „Rz" turecki dziennikarz Gallip Oztuerk.
Na Macieju Skorży słowa Kafkasa wrażenia nie robią.