Po zamieszkach, które wstrząsnęły ulicami Londynu i innych angielskich miast, po odwołaniu meczu Anglia
– Holandia i kilku spotkań pucharowych, start Premiership już w ten weekend nie był przesądzony. Ale sytuacja powoli wraca do normy, nie uda się rozegrać tylko jednego meczu, bo w dzielnicy Tottenham trwa wielkie sprzątanie.
Główna ulica nadal jest tam wyłączona z ruchu, zniszczone są kasy biletowe przed stadionem White Hart Lane. – Czasu na odpowiednie zabezpieczenie meczu jest zbyt mało – wyjaśnia dyrektor wykonawczy ligi Richard Scudamore.
Sezon w Hiszpanii ma ruszyć w przyszły weekend, z nowym terminarzem, w którym mecze są od soboty do poniedziałku, a jeden niedzielny w południe, by zrobić ukłon w stronę widzów w Azji. Ale piłkarze grożą, że nie wyjdą na boiska w dwóch pierwszych kolejkach. A może i dłużej: dopóki nie będzie podpisana nowa umowa zbiorowa z ligą. Chcą utworzenia funduszu gwarantującego im pensje w przypadku niewypłacalności klubu.
– Chcemy takich regulacji jak w Holandii, Niemczech, Francji i Anglii. Jeśli klub nie jest tam w stanie płacić zawodnikom, przestaje istnieć – mówi prezydent związku piłkarzy Luis Rubiales. Nie wyklucza, że uda się jeszcze dojść do porozumienia z przedstawicielami ligi.