Manuel Neuer skapitulował. W 39. minucie meczu w Neapolu przepuścił gola i zatrzymał swój licznik niepokonanego na 1148 minutach. Strzału się nie spodziewał, z prawej strony dośrodkowywał Christian Maggio, a piłkę do siatki wepchnął próbujący uratować sytuację Holger Badstuber.
To była bramka na 1:1 i takim wynikiem skończyło się to spotkanie. Toni Kroos dał prowadzenie Bayernowi już w 2. minucie, a zaraz po przerwie rzutu karnego nie wykorzystał Mario Gomez. Napoli trochę rozczarowało. Wicelider Serie A, chwalony za to, że nie gra po włosku, bał się rozwinąć skrzydła i zagrał tak, jakby sparaliżował go strach przed potęgą przeciwnika.
Zabawa w grupie A tak naprawdę dopiero się jednak rozpoczyna. Pierwsze zwycięstwo odniósł wczoraj Manchester City, strzelając decydującego gola Villarrealowi w 93. minucie meczu. Kluczowa była akcja rezerwowych: Pablo Zabaleta podał do Sergio Aguero i niebieska część miasta oszalała. Tylko zwycięstwo pozwalało drużynie Roberta Manciniego realnie myśleć o wyjściu z grupy, a przecież aż do bramki Argentyńczyka utrzymywał się wynik 1:1. City oczywiście poradziło sobie bez udziału Carlosa Teveza, który być może już jutro dowie się, jaka przyszłość – jeśli w ogóle – czeka go w klubie.
Dopiero pierwsze zwycięstwo w fazie grupowej odniósł wczoraj także Manchester United. Mecz z Otelul Galati piłkarzom Aleksa Fergusona wybitnie się nie układał, jednak udało się go wygrać po dwóch golach Wayne'a Rooneya – oba po rzutach karnych. W drugiej połowie czerwoną kartkę zobaczył Nemanja Vidić, jednak Rumunom i tak rzadko udawało się przejść pod pole karne przeciwników.
Z największym rozmachem, jak dotąd, gra w Lidze Mistrzów Real Madryt. Po trzech meczach w grupie ma komplet punktów, osiem goli zdobytych, żadnego straconego. Wczoraj Jose Mourinho posadził na ławce Gonzalo Higuaina, który ostatnio strzela głównie hat tricki, oraz odrodzonego Kakę. Mimo to Real nie miał najmniejszych problemów z upokorzeniem Lyonu. Wygrał 4:0, ale i tak nie był to najwyższy wymiar kary. Gole strzelali Karim Benzema, Sami Khedira i Sergio Ramos, a po strzale Mesuta Ozila piłkę do siatki wrzucił sobie Hugo Lloris. Po raz pierwszy w tym sezonie Mourinho prowadził Real z ławki rezerwowych, ale tym razem nie miał powodów, by się denerwować.