Trzy mecze, jeden punkt, bilans bramek gorszy, niż mają Viktoria Pilzno i Otelul Galati. Oto Borussia w Lidze Mistrzów: ładna, odważna, nieskuteczna i naiwna. Wcielenie prawa Murphy'ego: jak coś może pójść nie tak pod własną bramką i pod cudzą, to na pewno pójdzie.
Mistrzowie Niemiec powinni zgnieść Arsenal, mieli dość szans, by wygrać w Marsylii, mieli przewagę w Pireusie. Ale rywale za każdym razem byli bardziej cwani. Mecz z Olympiakosem w Dortmundzie to już naprawdę ostatnia szansa, jakby finał. Bez zwycięstwa nie uda się wyjść z grupy. A jeśli Borussia znów straci punkty, to Arsenal lub Marsylia mogą awansować już w tej kolejce, zaczynającej rundę rewanżów.
Jeszcze bliżej awansu są Milan i Barcelona, szansę mają Chelsea i Bayer, Real oraz Ajax lub Lyon. APOEL Nikozja, lider grupy G, do drugiej rundy ma jeszcze daleką drogę, prowadzi z przewagą punktu nad Zenitem Sankt Petersburg i FC Porto, ale mało kto się zespołu z Cypru w ogóle na prowadzeniu spodziewał.
W tym sezonie LM APOEL przegrał tylko z Wisłą Kraków w pierwszym meczu eliminacji. W grupie wygrał z Zenitem u siebie, zremisował z Szachtarem w Doniecku, a potem w Porto (właściwie należałoby napisać, że to gospodarze uratowali remis dzięki bramkarzowi Heltonowi).
Jeśli we wtorek APOEL wygra rewanż z Porto, to międzynarodówka z Nikozji (mistrz Cypru ma w składzie więcej Portugalczyków niż mistrz Portugalii) będzie o krok od awansu. I nikomu już chyba, nawet w Krakowie, nie przyjdzie do głowy, że Wisła naprawdę mogła być na jego miejscu.