Takiego meczu dawno w Warszawie nie było i sukcesu też. Po zakończeniu gry nikt nie opuszczał trybun, bo przez kilka minut publiczność czekała na informację z Eindhoven. Spiker trzymał wszystkich w niepewności i wreszcie powiedział: PSV zremisował z Hapoelem 3: 3 i dzięki temu Legia już na dwie kolejki przed końcem rozgrywek zapewniła sobie awans do fazy pucharowej. Warszawska drużyna zagra wiosną w europejskich pucharach pierwszy raz od 16 lat.
To długo nie było pewne. Kibice Legii przygotowali się na wielkie święto. Pobili rekord frekwencji na nowym stadionie, kupując prawie 31 tysięcy biletów. Na początek „Żyleta" przygotowała historyjkę obrazkową – wymalowanego na fladze kibica Legii trzymającego w garści głowę Drakuli. Po doświadczeniach warszawskich kibiców w Bukareszcie rewanż był uzasadniony. A kiedy jeszcze stadion zaśpiewał głośniej niż zwykle „Sen o Warszawie", goście, pozbawieni wsparcia swoich kibiców, mogli poczuć się niepewnie.
Stało się jednak coś nieoczekiwanego. Rumuni jakby nic nie widzieli i nie słyszeli, od pierwszego gwizdka zepchnęli Legię do obrony. W ciągu pierwszych siedmiu minut mieli cztery rzuty rożne. Przez pół godziny wywalczyli ich dziewięć, a Legia ani jednego. Rapid grał znacznie lepiej niż w Bukareszcie, a Legia, mimo starań, długo nie mogła znaleźć na rywala sposobu.
Sytuacja zmieniła się w 26. minucie. Za faul na Michale Żyro drugą żółtą kartką ukarany został środkowy pomocnik Dan Alexa. Legia miała od tego momentu przewagę jednego zawodnika, a trener Razvan
Lucescu, ćwiczący cały czas przy swojej ławce aerobik, musiał dokonać zmiany zawodnika i ustawienia. Mimo to rumuńska drużyna wciąż grała bardzo dobrze. Pierwszy celny strzał na bramkę Legia oddała dopiero w 43. minucie (Maciej Rybus z wolnego).