Eliminacje do mistrzostw Europy Węgrzy zakończyli na trzecim miejscu, za Holandią i Szwecją. Właściwie przy takich przeciwnikach lepiej być nie mogło. Węgrzy od wielu lat tkwią w magmie, którą niektórzy nazywają kryzysem. Ale kryzys nie może trwać od pół wieku. To raczej ogólna słabość zaczynająca się od klubów. Ostatnim wielkim turniejem z udziałem Węgrów były mistrzostwa świata w Meksyku, od których minęło już ćwierć wieku.
Węgrzy borykają się z kłopotami podobnymi do naszych. Kiedy tylko granice zostały otwarte, najlepsi zawodnicy uciekali na Zachód, a reprezentacja stanęła w miejscu. Nie dawali sobie z nią rady trenerzy węgierscy, więc w roku 2004 zatrudniono Lothara Matthaeusa. Nie można było trafić gorzej. Umiejętności trenerskie Niemca miały się nijak do piłkarskich i po dwóch latach strony się rozstały. Kolejni trenerzy – Peter Bozsik (syn piłkarza „złotej jedenastki" Jozsefa) i Peter Varhidi pracowali po kilka miesięcy. Holender Erwin Koeman wydawał się lepszym fachowcem od Matthaeusa, ale i on nie pomógł w awansie do mistrzostw świata w RPA.
Latem ubiegłego roku federacja postawiła na jednego z najpopularniejszych trenerów w kraju, 60-letniego Sandora Egervariego. W roku 2009 zdobył z reprezentacją Węgier brązowy medal mistrzostw świata U-20.
Wydaje się, że coś się od tej pory zmieniło. Premier Węgier, do niedawna czynny piłkarz, Viktor Orban zmusił kluby do zakładania akademii piłkarskich. Federacja opracowała wieloletni program odbudowy futbolu. Prezydent kraju Pal Schmitt to dwukrotny złoty medalista olimpijski w szermierce. Ludzie sportu w najwyższych władzach dają nadzieję na powrót do czasów, w których Węgry były potęgą. Ale czy bez wielkich pieniędzy to się uda?
W ciągu kilkunastu miesięcy pracy Egervariego reprezentacja odniosła 11 zwycięstw i tylko cztery mecze przegrała, w tym dwa eliminacyjne z Holandią. Pokonała natomiast Szwecję w Budapeszcie 2:1, strzelając zwycięską bramkę w 90. minucie. Wcześniej w podobnych okolicznościach wygrała z Finlandią w Helsinkach. W 24-osobowej kadrze powołanej na mecze z Liechtensteinem (zwycięstwo 5:0) i Polską znalazło się tylko czterech zawodników z klubów węgierskich. Balazs Dzsudzsak gra w Anży Machaczkała razem z Roberto Carlosem. Bramkarz Gabor Kiraly (TSV 1860) pracuje w zachodnich klubach od 14 lat. Kapitan drużyny, pomocnik Tamas Hajnal jest zawodnikiem VfB Stuttgart, ale w poprzednim sezonie był kolegą klubowym Polaków w Borussii Dortmund. Roland Juhasz gra obok Marcina Wasilewskiego w obronie Anderlechtu. Zoltan Gera, dziś w West Bromwich, w ubiegłym sezonie walczył w barwach Fulham w finale Ligi Europejskiej.