Ma 95 lat, przez blisko ćwierć wieku był szefem Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej, a blisko pół wieku bardzo wpływowym członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Pomógł Rio de Janeiro zdobyć igrzyska 2016 roku, prosząc kolegów z MKOl w emocjonalnym przemówieniu, by podjęli właściwą decyzję i wpadli do niego na setne urodziny.
W FIFA rządził w latach 1974 – 1998 i stał się dla niej tym, kim dla MKOl był Juan Antonio Samaranch: architektem nowego biznesowego porządku, przywódcą, który w lot odczytywał, czego sobie mogą życzyć sponsorzy, a amatorstwo uważał za ideę piękną podczas przemówień, ale zupełnie nieprzydatną w życiu. Oni dwaj, Havelange i Samaranch, dali twarz nowej klasie próżniaczej, jaką stali się działacze sportowi: ludzie sukcesu i luksusu, hołubieni przez przywódców państw, praktycznie bezkarni, chyba że za karę uznać odsunięcie od żłobu.
Dziś Komisja Etyki MKOl ma wydać werdykt w sprawie swoich członków oskarżonych o branie łapówek od upadłej w 2001 roku firmy marketingowej ISL: Issy Hayatou, Kameruńczyka, który jest szefem afrykańskiego futbolu, i Lamine Diacka, Senegalczyka kierującego światową lekkoatletyką. Trzecim miał być Havelange, ale przysłał szefowi MKOl Jacques'owi Rogge list, w którym informuje, że musi się wycofać z MKOl, bo zdrowie już nie to i nie pozwala na podróże. – Teraz Joao Havelange jest zwykłym obywatelem, a nie członkiem MKOl, i postępowanie przeciw niemu nie ma już sensu – powiedział Rogge, skądinąd uważany za wielkiego zwolennika czyszczenia sportu z korupcji.
Czy rezygnacja Brazylijczyka to pośrednio potwierdzenie oskarżeń o przyjęcie co najmniej 1,5 mln franków łapówki za przyznawanie ISL kontraktów przy organizacji mundiali?
– Uważam, że chodziło przede wszystkim 0 problemy ze zdrowiem – tłumaczył Rogge w wywiadzie dla Reutersa.