Manchester City nie jest już sam na szczycie Premiership. Sąsiedzi z United właśnie zrównali się z nim punktami
Zaczęła się próba ognia i wody, czyli okołoświąteczna młócka w Premiership. Każdą drużynę czekają po trzy mecze w osiem dni i niewykluczone, że już w połowie tego przedłużonego sprintu, w sylwestra, będzie zmiana lidera.
Manchester City pozostaje nim już tylko dzięki różnicy bramek. Wczoraj zremisował 0:0 z West Bromwich Albion, a United w tym czasie strzelali gola za golem Wigan. Skończyli na pięciu. W sylwestra znów zagrają u siebie z drużyną ze strefy spadkowej – ostatnim w tabeli Blackburn – a City znów na wyjeździe z rywalem z klasy średniej Sunderlandem.
United są w Premiership tym mocniejsi, im więcej spada na nich ciosów. Koniec tej drużyny ogłoszono już po sensacyjnym odpadnięciu z Ligi Mistrzów, a potem była jeszcze poważna kontuzja Nemanji Vidicia, choroba Darrena Fletchera, nie licząc pomniejszych urazów, które położyły kilku innych piłkarzy.
I co? I nic, mistrz Anglii wygrał w lidze już pięć spotkań z rzędu. W trzech ostatnich strzelił 12 goli, nie tracąc żadnego. Wszystko mu zaczęło sprzyjać, jest jedyną obok Newcastle drużyną z czołówki, która nie straciła wczoraj punktów. Chelsea znów tylko zremisowała, tym razem z Fulham i ma już 11 punktów straty do prowadzącej dwójki z Manchesteru.