Podopieczni Aleksandara Vukovicia wyhamowali i truchtają do mety. Legia nie wygrała od czterech meczów i po porażce w Krakowie straciła szansę na Puchar Polski, a do świętowania tytułu może się przymierzać tak wcześnie tylko dlatego, że w rundzie finałowej punkty regularnie gubią także Piast Gliwice i Lech Poznań. Efektowna ucieczka, jaką warszawiacy zaczęli późną wiosną, przerodziła się w dreptanie w miejscu.
Legioniści nie są tak słabi, jak pokazują ostatnie wyniki, ani tak mocni, jak wydawało się po wznowieniu rozgrywek, kiedy grali porywająco i w trzech meczach strzelili dziewięć goli. Klubowa kołdra okazuje się krótka, kiedy z gry wypadają liderzy: Marko Vesović, Jose Kante (kontuzje) czy Radosław Majecki (odszedł do Monaco). To sygnał, że Legia przed walką o Ligę Mistrzów potrzebuje wzmocnień, bo ma kłopoty między słupkami, na prawej obronie oraz w ataku, gdzie chwalony początkowo Tomas Pekhart od sześciu meczów nie trafił do bramki.
Możliwe, że warszawiacy płacą też cenę za bezprecedensownie gwałtowne wznowienie sezonu, kiedy specjaliści od przygotowania fizycznego musieli w ciągu miesiąca wyszykować zawodników do ośmiu tygodni biegania za piłką.
– Moi piłkarze odzyskali pewność siebie – cieszy się natomiast szkoleniowiec Cracovii Michał Probierz, którego podopieczni wygrali trzy razy z rzędu, a on sam przestał wreszcie stawiać wyłącznie na cudzoziemców i sukces w Pucharze Polski zapewnili jego drużynie Mateusz Wdowiak i Michał Helik.