Trzy dni temu Czekaj skończył 20 lat. Jesienią kibice Wisły domagali się, by Robert Maaskant dał mu szansę gry zamiast Kewa Jaliensa. Czekaj ma 195 cm wzrostu, po kolei przechodził wszystkie szczeble reprezentacji juniorskich. Ta zima miała być dla niego pierwszym krokiem w dorosły futbol, chciał dorównać Marcinowi Kamińskiemu z Lecha, który choć równie młody, dostał już powołanie od Franciszka Smudy na mecz z Portugalią. Rozpoczął mecz ze Standardem w pierwszym składzie.
W 27. minucie błąd popełnił Gervasio Nunez, w pole karne wbiegał Yoni Buyens, Czekaj próbował interweniować, popchnął rywala i sędzia odgwizdał rzut karny, a obrońcy Wisły pokazał czerwoną kartkę. Standard objął prowadzenie po strzale Gohiego Cyriaca.
Wicemistrzowie Belgii to drużyna, którą Wisła powinna w Krakowie pokonać. Nowy lider – Łukasz Garguła, którego wreszcie nic nie boli – na początku meczu nie wykorzystał doskonałej okazji, gdy miał przed sobą tylko bramkarza. Po kwadransie z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę.
Wisła dopiero po przerwie uwierzyła, że nie wszystko stracone. Może gdyby Kazimierz Moskal dużo szybciej zdecydował się wprowadzić na boisko Ivicę Ilieva za Patryka Małeckiego, udałoby się wygrać. Małecki wciąż rozmawia z Wisłą o nowym kontrakcie, wygląda, jakby zimą mało myślał o piłce, a więcej o swojej przyszłości. Schodząc z boiska, nie podał ręki trenerowi, kopnął bidon i poszedł do szatni.
Wyrównujący gol padł po rzucie wolnym dwie minuty przed końcem. Dośrodkował Maor Melikson, Cwetan Genkow wepchnął piłkę do siatki brzuchem, a Wisła poczuła, jak wielką krzywdę zrobiła sama sobie w pierwszej połowie. Wynik 1:1 na własnym boisku jest zły, ale Wisła pokazała, grając w osłabieniu, że nie można skreślić jej w rewanżu za tydzień.