Odpadła, ale jak to dobrze, że w Lidze Mistrzów była. Ona jesienią podłożyła ogień w grupie z Manchesterem United, ona do wyjątkowo nudnych tej wiosny ćwierćfinałów wniosła wczoraj trochę szaleństwa. Zagrała z Chelsea wyjątkowy mecz, nawet nadpobudliwy sędzia Damir Skomina – mina dumna, ręka zawsze gotowa pokazać kartkę – nie był w stanie go zepsuć.
Benfica przegrała rewanż, tak jak i pierwsze spotkanie. Ale nie zostanie zapomniana. Nie poddała się ani po stracie gola, ani gdy jeszcze przed przerwą zszedł z czerwoną kartką jej kapitan Maxi Pereira. Ryzykowała, ciągle atakując, ratował ją przed stratą gola bramkarz Artur, słupek, wyciągnięta w ostatniej chwili stopa obrońcy. A gdy sama zdobyła bramkę kilka minut przed końcem, ruszyła na Chelsea tak, jakby to rywal grał od dawna w osłabieniu.
Wszystko się od początku wieczoru układało dziwnie. Benfica atakowała, ale Chelsea zdobyła gola. Strzelił go z karnego Frank Lampard, którego wcześniej trudno było znaleźć na boisku. A karny był po faulu grającego świetnie Javiego Garcii. Potem to właśnie Garcia strzelił wyrównującego gola i Benfice do awansu brakowało już tylko jednego (w Lizbonie było 1:0 dla Chelsea). Miał świetną okazję Nicolas Oliveira, ale niepotrzebnie się upierał, że musi strzelać sam. Już w doliczonym czasie piłkę stracił Pablo Aimar i Raul Meireles po sprincie przez całe boisko strzelił dla Chelsea przepięknego gola.
W drugim wczorajszym rewanżu Real wygrał z APOEL-em 5:2, Cristiano Ronaldo odpowiedział dwiema bramkami na dwie strzelone dzień wcześniej przez Leo Messiego. Wszystko wydaje się zmierzać do finału Real – Barcelona. I Bayern, i Chelsea stać na to, żeby do tego nie dopuścić. Ale ich zwycięstwa byłyby sensacją. Real w obecnej LM zremisował tylko jeden mecz (w 1/8 finału z CSKA w Moskwie), pozostałe wygrał. Barcelony w tym sezonie w Europie jeszcze nikt porządnie nie postraszył.
Na pewno nie zrobił tego Milan. Nawet włoskie gazety nie przesadzają z oburzeniem na dyskusyjny rzut karny podyktowany dla Barcelony w rewanżu przy remisie 1:1 dającym awans Włochom. „La Gazzetta dello Sport" napisała, że Barcelona awansowała „z małą pomocą". Ale nie kwestionuje, że awansowali lepsi, a po 3:1 Milan zupełnie się poddał. I jeśli szukamy sędziowskich kontrowersji, to głównie dlatego, że nas ten hegemon zaczął trochę nudzić swoją doskonałością. Tym wyliczaniem, ilu piłkarzy w składzie Barca sama wychowała (w rewanżu z Milanem było ich dziewięciu). Tym, że Messi nie dość, że skuteczny, to jeszcze nigdy nie ma kontuzji. To nas zaczyna coraz bardziej dzielić. Jedni klaszczą, drudzy muszą liczyć na Mourinho.