Cichy tyran Messi

Dziś półfinał Ligi Mistrzów Chelsea – Barcelona. Sposób na Barcę każdy zna: dorwać Leo. To się już na Stamford Bridge udawało

Publikacja: 18.04.2012 03:45

Nikt ich tak jeszcze za rządów Pepa Guardioli nie wystraszył, jak Chelsea w tamten wieczór w Londynie. Dani Alves nazwał półfinałowy rewanż w 2009 roku najtrudniejszym meczem Barcelony. Nie byłoby pierwszego Pucharu Europy pod ręką Guardioli i wielu rekordów, gdyby wtedy w doliczonym czasie Messi nie zdążył dobiec do piłki po złym podaniu Samuela Eto'o, nie oddał jej Andresowi Inieście i gdyby ten nie wyrównał na 1:1, dając awans.

Złośliwi powiedzą, że nie byłoby też awansu bez wsparcia sędziego Toma Henninga Ovrebo, ale tak już z Barceloną jest: wtedy w pierwszym meczu z Chelsea przeszkadzał jej Wolf-gang Stark, w drugim pomagał Ovrebo. Niedawno w ćwierćfinale z Milanem było podobnie: najpierw jeden sędzia zabrał, w rewanżu inny oddał.

A Chelsea sama była sobie wtedy winna. Grała tak, jakby pomyliły jej się mecze. To na Camp Nou powinna ruszyć do ataku po bramkowy remis, a w rewanżu u siebie zabijać futbol, chroniąc 0:0. A tak awans uciekł, mimo że Chelsea w obu meczach pokonać się nie dała. Nie przegrała zresztą z Barceloną już od pięciu spotkań: cztery zremisowała, raz wygrała. Jeśli zapomnieć o szaleństwie otaczającym Gran Derbi (już w sobotę o 20), to bardziej Chelsea niż Real miałaby prawo nazywać się rywalem godnym Barcelony. I jednym z niewielu, któremu Messi jeszcze nie strzelił gola. W tym ostatnim meczu z 2009 roku był jednym z bohaterów. Ale pozostał w cieniu Iniesty. Leo i cień – zdążył się od tego przez ostatnie lata odzwyczaić.

Ciasno na pomniku

Jest największy, nikt chyba nie ma co do tego złudzeń. Strzela, podaje, ratuje, współpracuje, nie ma kontuzji. Jest w drodze po czwartą z rzędu Złotą Piłkę. Od wielkich czasów Chicago Bulls nie było w sporcie drużyny, która rozkochałaby kibiców ponad podziałami tak jak Barcelona. I od Michaela Jordana nie było tak niekwestionowanego króla z piłką jak Leo.

Ale, choć może to zabrzmi jak bluźnierstwo, Barcelona ma z nim coraz większy problem. Messiego jest na pomniku Barcy tak dużo, że nie starcza miejsca dla innych. Na pomniku dobrego futbolu zresztą też, skoro nawet Cristiano Ronaldo uważamy za geniusza wybrakowanego – tylko dlatego, że nie jest Messim.

Każdy rok pod ręką Guardioli przynosi kolejny rekord goli Leo, teraz jest ich już 63, a do końca sezonu jeszcze miesiąc. Ale jest i inna prawda o tym sezonie: taka, że Real uciekał Barcelonie w lidze przede wszystkim wtedy, gdy Messi był w kryzysie. Albo nieskuteczny, albo odcięty od drużyny. Jeśli Barcelona nie wygrywała, to tylko wtedy, gdy Messiemu nie udało się strzelić gola. Był jeden wyjątek w całym sezonie: remis 2:2 z Athletic-Bilbao, z jedną jego bramką. Z ostatnich 15 meczów Barcelona wygrała 14, jeden zremisowała, Messi strzelił w tych spotkaniach aż 26 goli, ale ten jeden remis, w ćwierćfinale z Milanem, zdarzył się akurat wtedy, gdy Leo do siatki nie trafił. Zaskakująca statystyka, jak na drużynę pełną geniuszów.

Guardiola nigdy nie ukrywał, że jego Barcelona będzie planetą obracającą się wokół Messiego. To pod niego układa taktykę i dobiera współpracowników. Tylko jemu pozwała ostatnio grać właściwie bez przerwy. A piłkarzy, których ponosi fantazja, upomina: nie staraj się przyćmiewać Leo. Isaac Cuenca czy Pedro nigdy o tym nie zapominają, znają swoje ograniczenia. Ale pewnym siebie Thiago Alcantarze czy Cristianowi Tello Guardiola musiał za to od czasu do czasu zmyć głowę.

Nie każdy wchodząc do barcelońskiej szatni wiedział, jaka tam jest hierarchia. Że rządy króla Messiego są ciche (choć potrafi i krzyknąć, jak na Tello w meczu z Milanem), ale twarde. Że bywa zazdrosny o gole innych i o dobry kontakt z Guardiolą. Że trzeba zniszczyć swoje ego, by wytrzymać blisko tronu.

Alexis chciał uciec

Zlatan Ibrahimović tego nie potrafił, Thierry Henry też nie. Nawet David Villa miewał problemy z Messim, choć Guardiola mówi o Hiszpanie, że to człowiek, z którym nie sposób się pokłócić. A sprowadzony przed obecnym sezonem Alexis Sanchez po pierwszych miesiącach zastanawiał się, czy nie uciekać, bo Messiego drażnił jego szalony futbol i słabość Guardioli do Chilijczyka.

Dopiero Xavi i inni starsi piłkarze przerzucili między Alexisem i Messim most. Na tyle mocny, że świetnie teraz współpracują. W meczu z Chelsea ta współpraca będzie bardzo potrzebna. Nikt jeszcze w tym roku nie wywiózł zwycięstwa ze Stamford Bridge. Piłkarze Chelsea zresztą, choć wspominają o rewanżu za 2009 rok, nie są tak szaleni, by rzucić wszystko do walki o zwycięstwo. Wystarczy im w meczu u siebie remis. Byle tym razem bezbramkowy.

Półfinał Ligi Mistrzów:

• Chelsea – Barcelona (20.45, Polsat, nSport).


Rewanż 24 kwietnia.


O 23 w Polsacie skrót wczorajszego półfinału Bayern Monachium – Real Madryt.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.wilkowicz@rp.pl

Nikt ich tak jeszcze za rządów Pepa Guardioli nie wystraszył, jak Chelsea w tamten wieczór w Londynie. Dani Alves nazwał półfinałowy rewanż w 2009 roku najtrudniejszym meczem Barcelony. Nie byłoby pierwszego Pucharu Europy pod ręką Guardioli i wielu rekordów, gdyby wtedy w doliczonym czasie Messi nie zdążył dobiec do piłki po złym podaniu Samuela Eto'o, nie oddał jej Andresowi Inieście i gdyby ten nie wyrównał na 1:1, dając awans.

Pozostało 91% artykułu
Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera