Każdy chciał mu coś podpowiedzieć, gdy nakładał rękawice i poprawiał sznurówki, a on nie słuchał. Zapamiętał tylko, że Adam Matuszczyk, jego najlepszy przyjaciel w kadrze, przytulił go i powiedział: „Tytek. To jest twoja szansa. Zrób historię".
Tyle mu wystarczyło, podpowiedzi nie potrzebował. Ma swoje sposoby na rzuty karne. Jakie? – tego nie zdradzi. Ale działają. W Holandii nazywają go „penaltykiller", w ostatnim sezonie w PSV Eindhoven obronił m.in. ważnego karnego półfinale z Heerenveen. Trenerzy mu wtedy proponowali, żeby spojrzał przed półfinałem, jak rywale wykonują jedenastki. Wolał nie patrzeć. – Wierzę w przeznaczenie. I w to, że Bóg pomaga mi w ważnych momentach. Dziękuję mu, że było mi dane zrobić coś takiego. Czy od razu wiedziałem, że trzeba się rzucić w lewą stronę, niech pozostanie moją tajemnicą – mówił po obronie strzału Giorgiosa Karagounisa.
Jak ma nie wierzyć w przeznaczenie ktoś, kto miesiąc temu był trzecim bramkarzem kadry, a dziś po kontuzji Łukasza Fabiańskiego i czerwonej kartce dla Wojciecha Szczęsnego staje się jej nadzieją. Ktoś, kto jeszcze dziewięć miesięcy temu nie wiedział, czy wróci do bronienia po ciężkim wstrząśnieniu mózgu w meczu ligowym, i ktoś, kto się zawsze porywał na wyzwania, wydawało się, ponad siły, a zawsze wychodziło na jego. Nawet wtedy, gdy jako młody tancerz towarzyski, w parze z siostrą mistrz Polski jedenasto- i dwunastolatków, musiał zdecydować: taniec czy futbol, i postawił na piłkę.
Kiedyś pytali, czego bramkarz z Górnika Łęczna szuka w lidze holenderskiej. Potem, gdy już zapracował na nazwisko w Rodzie Kerkrade, po co mu transfer do PSV, przecież tam jest Andreas Isaksson, który w kadrze Szwecji rozegrał ponad 80 meczów, zarabia milion euro, i miejsca nie odda. A Tytoń przyszedł i grzecznie ale stanowczo zapowiedział, że będzie walczył o miejsce w składzie. Gdy to samo mówił niedawno na początku zgrupowania kadry, znów odpowiedzią były znaczące uśmiechy. Teraz on się uśmiecha, zwłaszcza gdy mówią, że był bohaterem pierwszego meczu. – Bohater siedział obok trenera na konferencji prasowej – mówił o Robercie Lewandowskim. – Ja wiem, że dziś jest tak, a jutro może być inaczej, i za żadnego bohatera się nie uważam. Adaś Matuszczyk prosił, żebym zrobił historię. Zrobiłem na razie historyjkę.
Za to go lubią i cenią w Holandii: za spokój, za to, że trzyma nogi na ziemi, i za to, że mówi mądrze, świetnym niderlandzkim. Trafił do Holandii pięć lat temu, uciekając z degradowanego za korupcję Górnika Łęczna. Miał wtedy 20 lat, za sobą ledwie 20 meczów w Łęcznej, gdzie na niego postawił ówczesny trener Bogusław Kaczmarek. – Wypatrzyłem go jako 17-latka w Hetmanie Zamość, gdzie go świetnie prowadził trener bramkarzy Zbigniew Pająk. Przemek ma po prostu szczęście do ludzi. Przyciąga szczęście, bo to sympatyczny chłopak i naprawdę świetny bramkarz. Ma elegancję, koordynację, może właśnie dzięki tym tańcom. To nie przypadek, że on Isakssona w Eindhoven posadził na ławce. A wcześniej w Rodzie dali mu szansę, poczekali, aż się rozwinie. Miał w Holandii przetarty szlak: Henryk Bolesta, Jurek Dudek. Polski bramkarz się dobrze kojarzył. Ale on tym przetartym szlakiem potrafił zajść bardzo daleko – mówi „Rz" Kaczmarek.