Kapitan uciekł z komiksu

Steven Gerrard. Wmawiali mu, że musi być zbawcą, patronem spraw beznadziejnych. A jemu najlepiej zrobił powrót do normalności

Publikacja: 23.06.2012 02:10

Kapitan uciekł z komiksu

Foto: ROL

Anglicy żartują, że Gerrards Cross, oaza bogaczy pod Londynem, została nazwana właśnie na cześć jego najsłynniejszych zagrań. Tych dośrodkowań, które kibice Liverpoolu sławią od dawna pieśniami o wielkim i silnym Gerrardzie, a Anglia zdobyła po nich już trzy gole w Euro 2012.

Ale Steven Gerrard daje kadrze w Polsce i na Ukrainie dużo więcej niż asysty, wślizgi, przywództwo, wszystko to, z czego słynie. On stał się twarzą odmienionej reprezentacji. Pokorniejszej, znającej swoje ograniczenia, bardziej wyrachowanej niż angielskie drużyny z poprzednich turniejów, które atakowały rywala z okrzykiem „Wszystko albo nic! Ruszamy po puchar!" i po pierwszym ciosie padały, a tabloidy ogłaszały kolejny koniec świata.

Statek zatonął

Bo to była właśnie reprezentacja z tabloidów, taka, w której można być tylko lwem albo osłem. Drużyna z komiksu dla dorosłych, w którym Niemcy ciągle noszą hełmy, Włosi to sami lalusie, Francuzi żyją z rękami podniesionymi do góry na wypadek, jakby trzeba było w jakiejś sprawie skapitulować, a Anglia musi uratować świat. Jak Captain Fantastic, superbohater ze skeczów Monthy Pythona.

Efekt był taki, że piłkarze miotali się między ambicjami a możliwościami, drużyna była nieznośnie chaotyczna, każdy chciał zostać bohaterem na własną rękę. Zwłaszcza piłkarze tacy jak Gerrard, Frank Lampard czy John Terry, wychowywani w przeświadczeniu, że są złotym pokoleniem i muszą podbić świat. Lata mijały, podbijali świat ze swoimi klubami,

zostawali milionerami, liczbą biografii doganiali Churchilla, a za reprezentację ciągle zbierali razy. Ostatnio – dwa lata temu w Afryce. Kapitan Gerrard – wtedy kapitanem był tylko doraźnie, zastępując Rio Ferdinanda – strzelił tam gola już po kilku minutach pierwszego meczu z USA, ale wyrównującej bramki nie było w planie bitwy i gdy Amerykanie ją zdobyli, to był początek końca. Statek zatonął, a kapitan razem z nim.

Gerrard do takich porażek nie przywykł. W Liverpoolu jest nietykalny, spędził tam całą karierę, kapitanem został pierwszy raz dziewięć lat temu i nadal rządzi,

w rankingach piłkarzy wszech czasów w tym klubie przegrywa tylko z Kennym Dalglishem, za Puchar Mistrzów z 2005 i pamiętny finał z Milanem dostał od królowej order Imperium Brytyjskiego. Ale to było w tłustych latach, a ostatnie były chude. Przegrany mundial, spory właścicieli Liverpoolu, ciągnące klub w dół, zmiany trenerów, w tym nieudana kadencja obecnego selekcjonera kadry Roya Hodgsona, wreszcie kontuzje. Przez jedną z nich Steven stracił dużą część ostatniego sezonu. Ale wyleczył się w porę i na razie jest w Euro 2012 niezniszczalny.

Czas ostrożności

Opaska kapitana reprezentacji wróciła do niego okrężną drogą w czasach burzy i naporu. Niedługo przed Euro rasistowski skandal wywołany przez Johna Terry'ego wymiótł z kadry trenera Fabio Capello, Terry'ego działacze FA pozbawili opaski (Capello odszedł właśnie w proteście przeciw temu, że tę decyzję podjęto za jego plecami). Hodgson, trener z oferty last minute, wybrał na swojego adiutanta właśnie Gerrarda, mimo że wspomnienia z Liverpoolu ma złe.

– Ale nie udało mu się tam głównie dlatego, że nie był Dalglishem, wybrańcem kibiców. Swoją robotę wykonał dobrze. Ze współpracy z Gerrardem też był zadowolony – tłumaczy „Rz" Patrick Barclay, dziennikarz „London Evening Standard", autor biografii m.in. Aleksa Fergusona i Jose Mourinho. – Hodgson zmienił kadrę na swoje podobieństwo. Jest opanowana, dobrze zorganizowana na boisku, skromna. A Gerrard to idealny przykład tej przemiany. Swoją legendę w Liverpoolu budował jako pirat, śmiałek, lider rządzący siłą przykładu. A teraz pod ręką Hodgsona Captain Fantastic zmienił się w Captaina Sensible, rozsądnego, bardzo mądrze wspierającego swojego giermka w pomocy, Scotta Parkera – mówi Barclay.

Takie ustawienie jest dla Anglii nietypowe i wymuszone przez okoliczności. Zwykle miała w środku pomocy dwóch piłkarzy kreatywnych, ryzykujących – Gerrarda i Lamparda. Ale tego drugiego zatrzymała kontuzja i Hodgson postawił na ostrożnego Parkera. Od Gerrarda też wymaga większej ostrożności. Koniec z romantycznym bohaterstwem, rzeczywistość wzywa: Anglia jest osłabiona przez kontuzje i powinna grać rozważniej.

Nie musisz być Mesjaszem

Niejeden trener próbował tego nauczyć i Gerrarda, i Lamparda. Rafael Benitez w Liverpoolu już w pierwszej rozmowie powiedział swojemu kapitanowi: twój główny problem polega na tym, że za dużo biegasz. Taką samą lekcję dał Lampardowi w Chelsea Guus Hiddink. – Steven i Frank dorastali wpatrzeni w Bryana Robsona, który musiał na boisku robić wszystko. Wychowywano ich w klubach na Mesjaszy. Trudno się z taką wizją siebie rozstać, zwłaszcza gdy się dowodziło drużyną w tym szalonym finale Ligi Mistrzów z Milanem, prowadząc ją od beznadziei przy stanie 0:3, do zwycięstwa w karnych.

Różnica między nimi dwoma polega na tym, że Lampard mimo 34 lat na karku ciągle uważa, że powinien kursować od pola karnego do pola karnego. Ale dwa lata młodszy Gerrard zrozumiał, że zmiana stylu dobrze mu zrobi. Czy kontuzja Lamparda  stała się błogosławieństwem dla drużyny? Myślę, że to byłaby jednak trochę krzywdząca opinia – tłumaczy Barclay. Jeśli w niedzielę odmieniona Anglia wyeliminuje w ćwierćfinale Włochy, będzie to już można powiedzieć bez żadnych zastrzeżeń.

Steven Gerrard

Ma 32 lata i przez całą karierę związany jest z Liverpool FC. W 1998 roku zadebiutował w pierwszej drużynie, a dwa lata później w reprezentacji Anglii. W 2005 roku zdobył jedną z bramek w finale Ligi Mistrzów z Milanem (3:3), zakończonym zwycięską serią rzutów karnych. W marcu 2012 rozegrał 400. mecz w barwach Liverpoolu. Ma trójkę dzieci.

Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum
Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?
Piłka nożna
Będzie nowy trener Legii? Pojawia się coraz więcej nazwisk
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan