Argentyna jest od lat chorym człowiekiem futbolu. Tu handluje się talentami jak żywym towarem, kibice zabijają się na ulicach, szef federacji Julio Grondona rządzi jak kacyk, a władze państwa bez żenady wykorzystują piłkę w walce o głosy. Teraz, gdy budżet państwa trzeszczy, rząd postanowił wreszcie wziąć się za ściąganie podatków z futbolu.
Sędzia federalny Norberto Oyarbide zaczął od śledztwa w sprawie podrabiania dokumentów (by załatwić piłkarzom obywatelstwa krajów UE, bo to podnosi ich wartość przy transferze do Europy), potem dołączył do niego fiskus, badając kilkadziesiąt podejrzanych transferów, a teraz ruszyła lawina. Oyarbide poprosił kluby o dokumentację 444 transakcji, również z udziałem największych gwiazd. Na liście są transfery m.in. Sergio Aguero, Diego Forlana, który jak wielu Urugwajczyków karierę zaczynał w Argentynie, Javiera Mascherano.
Już wcześniej rząd zabronił - do czasu zakończenia śledztwa podatkowego - działalności blisko 150 agentom piłkarskim, oskarżając ich o zatajenie swoich prowizji. Na celowniku jest też gra w trójkąty, czyli fikcyjne przepuszczanie piłkarza przez trzeci klub (zwykle z Chile lub Urugwaju), w którym ten zawodnik nawet nie kopnie piłki, ale dzięki temu udaje się zmylić podatkowe tropy. - Cieszymy się. Nam zawsze zależało na jawności - mówi Grondona, wzbudzając powszechne rozbawienie. Szefem federacji jest od lat 70., przetrwał upadki kolejnych junt, ale nie tacy jak on źle kończyli przez podatki.