Trener Waldemar Fornalik po meczu z Mołdawią prosił kibiców o cierpliwość. Twierdził, że ma grupę zawodników, z której – jeśli tylko dostanie trochę czasu – zbuduje naprawdę niezłą reprezentację, która może wywalczyć awans do finałów mundialu 2014. Ale czasu nie ma, drużyna musi być tu i teraz, bo w bitwie o mundial zaczynają się schody.
Prawdę o naszej kadrze poznamy po dwóch następnych spotkaniach, 16 października zagramy w Warszawie z Anglią, 22 marca również u siebie zmierzymy się z Ukrainą. Scenariuszy na wiosnę jest kilka, Fornalik równie dobrze może się pakować, jak szykować drużynę do wyjazdowej jesieni, w trakcie której trzeba będzie bronić punktów wywalczonych na własnych boiskach.
Po omacku
– Podejmując pracę z reprezentacją, wiedziałem, jaki jest terminarz. Po trzech meczach mam już dużą wiedzę i nie straciłem wiary w dobre wyniki. Wiadomo, że na jednym treningu nie nauczę piłkarzy taktyki, liczę na ich mądrość i doświadczenie – mówi Fornalik.
Na Anglię przygotowuje jednak coś nowego. Po spotkaniu z Mołdawią tłumaczył, że za grę w defensywie nie mogą dostawać po głowie tylko obrońcy. Z postawy dwóch środkowych pomocników, którzy mieli im pomagać, nie mógł być jednak zadowolony. Eugen Polanski rozegrał najsłabszy mecz w polskich barwach, nawet kiedy odebrał piłkę, najczęściej oddawał ją przeciwnikowi. Ariel Borysiuk miał strach w oczach, unikał rozgrywania akcji, po transferze z Legii do Kaiserslautern koncentruje się tylko na wybijaniu piłki spod nóg rywali, zapomniał, jak podaje się do przodu.
Fornalik szuka, ale trochę po omacku. Nie ma komfortu Franciszka Smudy. Wprowadzając na boisko po przerwie Waldemara Sobotę i Grzegorza Krychowiaka, chciał poznać ich realną wartość, by wiedzieć, czy może na nich liczyć w warunkach wojennych, a nie w trakcie pokojowych manewrów. Sobotę wprowadził do gry już w przerwie, mimo że Polacy wygrywali.