Reklama
Rozwiń
Reklama

Gwizdki fałszują, Widzew liderem

Na szczycie drużyna, która miała się bronić przed spadkiem. Największą porażką – znowu sędziowie

Aktualizacja: 17.09.2012 01:36 Publikacja: 17.09.2012 01:36

Mówią o nich „dzieciaki Mroczkowskiego". Widzew przed sezonem pozbywał się najlepiej zarabiających. Miał wobec nich zaległości w wypłatach, o licencję na grę w ekstraklasie starał się w trybie odwoławczym. Finansowe fair play wprowadzane w drastyczny sposób przez rządzącą klubem rodzinę Cacków odkrywało nową twarz polskiej ligi, która przestając żyć na kredyt, staje się anonimowa.

Widzew miał się bronić przed spadkiem. Trener Radosław Mroczkowski już w poprzednim sezonie klecił zespół, korzystając z tego, że doskonale zna piłkarską młodzież województwa łódzkiego. Teraz kandyduje do tytułu trenera miesiąca w ekstraklasie, jego zespół wygrał trzy pierwsze mecze – na własnym boisku, a wczoraj dołożył kolejne zwycięstwo, wygrywając w Lubinie z Zagłębiem 1:0. Widzew tak dobrego początku sezonu nie miał od połowy lat 90., kiedy był ligową potęgą. Teraz wyznacza nowy kurs, Mroczkowski udowadnia, że lepiej stawiać na dzieciaki, niż jak za miedzą w ŁKS – na wielkie nazwiska wypalonych piłkarzy.

Trzy pierwsze mecze Widzew rozpoczynał w takim samym składzie, tych samych trzech piłkarzy wchodziło na zmiany. Przeciwko Zagłębiu zmiany w wyjściowej  jedenastce wymusiły  kontuzje. Mroczkowski skonstruował maszynę, zespół ambitny, ale nie brutalny. Widzew wygrywa zasłużenie, bo gra bez kompleksów, a nie na granicy faulu jak w poprzednim sezonie rewelacja początku rozgrywek Korona Kielce.

Powrót Małka

Widzew jest liderem tabeli, bo w Zabrzu Legia dwa razy nie potrafiła utrzymać prowadzenia. Piłkarze Jana Urbana bardzo szybko dostali od gospodarzy prezent – w czwartej minucie bramkarz Łukasz Skorupski, oślepiony słońcem, nieatakowany, wypuścił piłkę z rąk wprost pod nogi Marka Saganowskiego.

Legia kontrolowała mecz, nie pozwalała gospodarzom na wiele. Górnik zagrał bez polotu, brakowało agresji, wydawało się, że piłkarze nie mają pomysłu i zwyczajnie boją się rywala. Dziesięć minut przed końcem Przemysław Oziębała wyskoczył jednak wyżej od rąk Duszana Kuciaka i zrobiło się 1:1. Odpowiedź Legii była natychmiastowa. Dominik Furman, rocznik 1992, strzelił kolejnego gola – znowu w trudnym momencie w samej końcówce przy nierozstrzygniętym wyniku. Tak samo było dwa tygodnie temu w meczu z Podbeskidziem. Tyle że Legii zabrakło koncentracji i już w doliczonym czasie Adam Danch wyrównał na 2:2.

Reklama
Reklama

Wyniki dwóch meczów czwartej kolejki swoimi błędnymi decyzjami ustalili sędziowie. W piątek Pogoń Szczecin wygrała 2:0 z Wisłą Kraków – Adam Lyczmański najpierw dopatrzył się faulu Gordana Bunozy na Robercie Kolendowiczu i podyktował rzut karny, w drugiej części uznał gola Kolendowicza z metrowego spalonego. Lyczmański po meczu powiedział, że nie zmieniłby żadnej swojej decyzji, i był z siebie zadowolony.

Michałowi Probierzowi musi być gorąco. Wisła bez błędów sędziego najwyżej by zremisowała, z czterech meczów w tym sezonie udało jej się wygrać tylko jeden, mimo że skład – ciągle z Maorem Meliksonem, Cwetanem Genkowem czy Ivicą Iljewem – wyróżnia się na tle ligowej szarzyzny. W Krakowie coraz częściej mówi się o powrocie Franciszka Smudy, który po porażce na Euro zajmuje się doglądaniem budowy domu. A wiadomo, iż relacje z Bogusławem Cupiałem ma takie, że wystarczy jeden telefon.

Drugim sędzią, także międzynarodowym, który wypaczył rezultat, jest Robert Małek. Policjant z Zabrza, który nie chciał przejść na zawodowstwo, bo widocznie wyliczył, że mu się to nie opłaca, za wszelką cenę nie chciał pozwolić, by Polonia Warszawa wygrała z Jagiellonią. Nie lubi tego stadionu, w 2009 roku prowadził mecz gospodarzy z Lechem Poznań zakończony remisem 3:3, kiedy niesłusznie uznał dwa gole dla gości. Po końcowym gwizdku do szatni wpadł ówczesny właściciel klubu Józef Wojciechowski i wylał swoje żale, a w PZPN zapowiedział, że nie życzy sobie więcej Małka na meczu swojej drużyny. Małek do Warszawy przyjechał dopiero, gdy Wojciechowskiego nie było już w klubie.

W sobotę nie uznał gola Daniela Gołębiewskiego, chociaż nie było spalonego, nie podyktował rzutu karnego za zagranie ręką Luki Pejovicia, nie dopatrzył się faulu w polu karnym na Łukaszu Teodorczyku. Schodził z boiska w asyście ochrony, a piłkarzy Polonii żegnały wielkie brawa. W meczu z Jagiellonią i arbitrem zdołali zdobyć punkt. Kibice klaskali także, gdy na ostatnie 20 minut w drużynie z Białegostoku pojawił się Ebi Smolarek, który przed rokiem odchodził z Konwiktorskiej, bo nie chciał się zgodzić na obniżkę pensji.

Remis na dnie

Z klątwą swojego pięknego stadionu ciągle nieskutecznie walczy Lechia Gdańsk. Na 17 meczów rozegranych na PGE Arenie, gospodarze wygrali tylko trzy. W sobotę przegrali z Piastem Gliwice 1:2, mimo że prowadzili 1:0 i mieli kilka okazji, by strzelić kolejne gole. Trener Bogusław Kaczmarek miał dużo żalu do swoich piłkarzy – powiedział, że głupota nie boli, ale drogo kosztuje, a błędy, które przytrafiły się jego zawodnikom, nie pasują do boisk ekstraklasy.

W Chorzowie spotkały się dwie drużyny, które w poprzednim sezonie nadawały ton ekstraklasie. Wicemistrz Polski Ruch Chorzów z nowym trenerem Jackiem Zielińskim nie był już tak bezbarwny jak w poprzednich trzech kolejkach, ale i tak nie zdołał pokonać Korony. Goście bez Aleksandra Vukovicia grają bez serca, które gwarantowało im punkty w ostatnich rozgrywkach. Punkt zawdzięczają Zbigniewowi Małkowskiemu, który obronił strzał Marka Zieńczuka z rzutu karnego. Zieliński mówi, że w Ruchu nie ma kryzysu, tylko marazm, z którego po prostu trzeba się przebudzić.

Mówią o nich „dzieciaki Mroczkowskiego". Widzew przed sezonem pozbywał się najlepiej zarabiających. Miał wobec nich zaległości w wypłatach, o licencję na grę w ekstraklasie starał się w trybie odwoławczym. Finansowe fair play wprowadzane w drastyczny sposób przez rządzącą klubem rodzinę Cacków odkrywało nową twarz polskiej ligi, która przestając żyć na kredyt, staje się anonimowa.

Widzew miał się bronić przed spadkiem. Trener Radosław Mroczkowski już w poprzednim sezonie klecił zespół, korzystając z tego, że doskonale zna piłkarską młodzież województwa łódzkiego. Teraz kandyduje do tytułu trenera miesiąca w ekstraklasie, jego zespół wygrał trzy pierwsze mecze – na własnym boisku, a wczoraj dołożył kolejne zwycięstwo, wygrywając w Lubinie z Zagłębiem 1:0. Widzew tak dobrego początku sezonu nie miał od połowy lat 90., kiedy był ligową potęgą. Teraz wyznacza nowy kurs, Mroczkowski udowadnia, że lepiej stawiać na dzieciaki, niż jak za miedzą w ŁKS – na wielkie nazwiska wypalonych piłkarzy.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Piłka nożna
Prezydent USA grozi palcem. Dlaczego Donald Trump chce odebrać mundial Bostonowi?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Piłka nożna
Europa ma pierwszego uczestnika mundialu 2026. Anglicy straszą rywali
Piłka nożna
Z kim Polska może zagrać w barażach o mundial 2026? Scenariusze walki o awans
Piłka nożna
Republika Zielonego Przylądka zadebiutuje na mundialu. Rekiny płyną do Ameryki
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Piłka nożna
Kto za Slisza i Wiśniewskiego w meczu z Holandią? Problem Jana Urbana
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama