Mówią o nich „dzieciaki Mroczkowskiego". Widzew przed sezonem pozbywał się najlepiej zarabiających. Miał wobec nich zaległości w wypłatach, o licencję na grę w ekstraklasie starał się w trybie odwoławczym. Finansowe fair play wprowadzane w drastyczny sposób przez rządzącą klubem rodzinę Cacków odkrywało nową twarz polskiej ligi, która przestając żyć na kredyt, staje się anonimowa.
Widzew miał się bronić przed spadkiem. Trener Radosław Mroczkowski już w poprzednim sezonie klecił zespół, korzystając z tego, że doskonale zna piłkarską młodzież województwa łódzkiego. Teraz kandyduje do tytułu trenera miesiąca w ekstraklasie, jego zespół wygrał trzy pierwsze mecze – na własnym boisku, a wczoraj dołożył kolejne zwycięstwo, wygrywając w Lubinie z Zagłębiem 1:0. Widzew tak dobrego początku sezonu nie miał od połowy lat 90., kiedy był ligową potęgą. Teraz wyznacza nowy kurs, Mroczkowski udowadnia, że lepiej stawiać na dzieciaki, niż jak za miedzą w ŁKS – na wielkie nazwiska wypalonych piłkarzy.
Trzy pierwsze mecze Widzew rozpoczynał w takim samym składzie, tych samych trzech piłkarzy wchodziło na zmiany. Przeciwko Zagłębiu zmiany w wyjściowej jedenastce wymusiły kontuzje. Mroczkowski skonstruował maszynę, zespół ambitny, ale nie brutalny. Widzew wygrywa zasłużenie, bo gra bez kompleksów, a nie na granicy faulu jak w poprzednim sezonie rewelacja początku rozgrywek Korona Kielce.
Powrót Małka
Widzew jest liderem tabeli, bo w Zabrzu Legia dwa razy nie potrafiła utrzymać prowadzenia. Piłkarze Jana Urbana bardzo szybko dostali od gospodarzy prezent – w czwartej minucie bramkarz Łukasz Skorupski, oślepiony słońcem, nieatakowany, wypuścił piłkę z rąk wprost pod nogi Marka Saganowskiego.
Legia kontrolowała mecz, nie pozwalała gospodarzom na wiele. Górnik zagrał bez polotu, brakowało agresji, wydawało się, że piłkarze nie mają pomysłu i zwyczajnie boją się rywala. Dziesięć minut przed końcem Przemysław Oziębała wyskoczył jednak wyżej od rąk Duszana Kuciaka i zrobiło się 1:1. Odpowiedź Legii była natychmiastowa. Dominik Furman, rocznik 1992, strzelił kolejnego gola – znowu w trudnym momencie w samej końcówce przy nierozstrzygniętym wyniku. Tak samo było dwa tygodnie temu w meczu z Podbeskidziem. Tyle że Legii zabrakło koncentracji i już w doliczonym czasie Adam Danch wyrównał na 2:2.