BATE: wzór nie do naśladowania

W Borysowie świetnie szkolą piłkarzy, mają plan, cierpliwość, ale też bliskie związki z reżimem Łukaszenki

Publikacja: 20.09.2012 22:13

Piłkarze BATE Borysów świętują zwycięstwo w Lidze Mistrzów nad Lille

Piłkarze BATE Borysów świętują zwycięstwo w Lidze Mistrzów nad Lille

Foto: AFP

Piłkarski raj leży, jak się okazuje, kilkaset kilometrów od Warszawy, w szarym mieście nad rzeką Berezyną. Tam, gdzie się kiedyś wykrwawiały oddziały Napoleona i generał Dąbrowski ledwo uszedł z życiem, gdzie za czasów Związku Radzieckiego sprowadził się przemysł ciężki i gdzie wiele rodzin wciąż dzieli swoje życie na „przed Czarnobylem” i „po Czarnobylu”.

Raj powstał przy fabryce części do traktorów i samochodów, na stadionie, który nie wyróżniałby się nawet w naszej drugiej lidze. Tam gra BATE, zwane dawniej Berezyną Borysów. Klub, który przeżył osiem lat za czasów Związku Radzieckiego, potem upadł i odrodził się dopiero w 1996 roku, czyli wtedy, kiedy polski klub po raz ostatni grał w Lidze Mistrzów.

To działo się już w niepodległej Białorusi, a klub podniósł z ruiny i dał mu nową nazwę Anatolij Kapski. Człowiek, który w kilka lat z dyrektora fabryki części elektrycznych (w skrócie BATE) wyrósł na jej udziałowca, milionera i jednego z zaufanych ludzi prezydenta Aleksandra Łukaszenki. A razem z Kapskim rosło BATE. Tak samo szybko: trzecią i drugą ligę przeszło sprintem, mistrzem Białorusi zostało już w czwartym roku istnienia i do dziś tylko raz wypadło poza podium w lidze. Wygrywa ją nieprzerwanie od 2006 roku, a od pięciu sezonów zawsze gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europejskiej. I właśnie sprawiło jedną z największych sensacji w nowym sezonie LM, wygrywając 3:1 w Lille, z niedawnym mistrzem Francji.

Nabiał i piłkarze

BATE jest w Lidze Mistrzów trzeci raz, dopiero teraz doczekało się zwycięstwa, ale w zarabianiu to mu nie przeszkadzało. Same europejskie puchary przyniosły klubowi 25 milionów euro zysku, a BATE potrafi jeszcze świetnie sprzedawać swoich zawodników. Kiedyś do Niemiec, Włoch. Teraz najchętniej do zaprzyjaźnionej Rosji.

Białoruski eksport na Wschód stał przez ostatnie lata głównie tkaninami i nabiałem, teraz doszli jeszcze piłkarze. A BATE, które cztery lata temu debiutowało w LM z czterema milionami euro budżetu i najniższym tzw. współczynnikiem UEFA (pokazuje wcześniejszy dorobek klubu w pucharach) w historii tych rozgrywek, dziś jest rozstawione w eliminacjach tak wysoko, że w tym sezonie w decydującej rundzie grało ze słabym Hapoelem Kyriat Szmona z Izraela.

Na Białorusi BATE to właściwie piłkarski monopol, przyciągający do swojej akademii największe krajowe talenty, sponsorowany przez inny monopol: Biełgostrach, giganta ubezpieczeniowego. Krótko mówiąc, BATE ma wszystko, czego trzeba, żeby być dyżurnym wyrzutem sumienia dla polskich klubów. O ile oczywiście przyjmuje się na wiarę, że ten raj został zbudowany tylko cierpliwością, pracą i w warunkach które mają cokolwiek wspólnego z polską rzeczywistością: w kraju rządzonym przez dyktatora, gdzie szara strefa jest normą a nie marginesem, a państwo inwestuje w sport gigantyczne pieniądze, budując hale, korty, i supernowoczesne ośrodki treningowe.

- Kiedy pracowałem w Jagiellonii Białystok, byliśmy na turnieju w Mińsku. Dynamo i FK mają tam kilkanaście boisk do treningu i pełnowymiarową halę z trybunami dla 3 tysięcy ludzi. BATE stadion ma niewielki, ale bazę treningową świetną. To jest kraj nastawiony na sport, ma świetnych hokeistów, tenisistów, piłkarzy, bo inwestuje - mówi „Rz” Michał Probierz, trener Wisły Kraków.

- Prezes Kapski jest na liście najbogatszych ludzi na Białorusi, a nie można się dostać na tę listę bez pozwolenia prezydenta Łukaszenki i jego dworu - mówi „Rz” Wiktor Archutowski, były menedżer Agnieszki Radwańskiej, działający również na rynku białoruskim.

Komunizm i kapitalizm

- Tyle razy już słyszałem, jaki to BATE ma niski budżet, ale jakoś poza Siergiejem Kriwcem kupionym do Lecha nikogo się do polskiej ligi nie udało ściągnąć. A gdy kiedyś do Wisły przyjechali menedżerowie reprezentujący ten klub, to zażyczyli sobie w imieniu piłkarzy takich pensji, jakich w Wiśle nie miał jeszcze nikt - mówi „Rz” jeden z działaczy, który był blisko tych negocjacji.

- Dziś już nie ma klubu w Polsce, który mógłby sobie pozwolić na kupno piłkarza z BATE - mówi Marek Citko, były piłkarz, a dziś menedżer współpracujący m.in. z białoruskimi klubami. - Wiadomo, jaka jest Białoruś, kapitalizm pomieszany z komunizmem, różne powiązania, strach przed władzą. Ale trzeba oddać działaczom z BATE, że radzą sobie świetnie nie tylko dzięki temu.

Anatolij Kapski zainwestował w BATE niedługo przed tym, jak Bogusław Cupiał zaczął budować wielką Wisłę. Ale w odróżnieniu od niego od początku postawił nie tylko na ściąganie najlepszych piłkarzy w kraju, ale i na wychowywanie młodych. I miał dużo większe zaufanie do trenerów. Obecny, Wiktor Honczarenko, pracuje dla niego już piąty sezon. Wcześniej był piłkarzem BATE, grał m.in. z Aleksandrem Hlebem, który wyjechał w świat z Borysowa, grał m.in. w VfB Stuttgart i Arsenalu, był w kadrze Barcelony (bo napisać że grał, to byłaby przesada), a teraz wrócił do BATE odbudować karierę.

Honczarenko i Hleb to jedni z tych, którzy dorastali w cieniu Czarnobyla, bo ojców wysłano po katastrofie przymusowo do akcji ratunkowej. Ojciec Honczarenki zmarł kilka lat później, ojciec Hleba został inwalidą. Teraz ich synowie razem piszą bajkę piłkarską. Podziwiać ją można, zazdrościć też, ale do naśladowania lepiej chyba wybierać innych.

Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum