Polonia dla Legii staje się koszmarem. Bogata czy biedna, skoncentrowana czy rozbita, z zaległościami w pensjach czy przepłacana – nie daje sobie w kaszę dmuchać. Piątkowe spotkanie było czwartym z rzędu, którego piłkarze z Łazienkowskiej nie potrafili wygrać, od 2008 roku pokonali Polonię tylko raz i mało kto już to pamięta.
Jan Urban prosił, żeby nie dramatyzować. Jego Legia wygrała pewnie trzy pierwsze spotkania ligowe, ale jak się okazało, Korona, Bełchatów i Podbeskidzie w tym sezonie będą bronić się przed spadkiem. Gdy przyszło grać z poważniejszymi przeciwnikami – Górnikiem i Polonią, mecze skończyły się remisami.
– Byłbym zaniepokojony, gdyby to były remisy szczęśliwe. Uważam jednak, że zarówno w Zabrzu, jak i w derbach powinniśmy wygrać. Graliśmy podobną piłkę, jak w pierwszych trzech spotkaniach, jesteśmy w czołówce tabeli i idziemy w dobrym kierunku – tłumaczył.
Akceptujemy jeden punkt
Rzeczywiście w derbach Legia przeważała, przez długie minuty nie schodziła z połowy Polonii, ale niewiele z tego wynikało. Pierwszy celny strzał na bramkę Mariusza Pawełka Danijel Ljuboja oddał po pół godzinie gry, kiedy gospodarze przegrywali już 0:1. W 29. minucie pośliznął się Daniel Łukasik, Łukasz Piątek przejął piłkę, podał do Pawła Wszołka, ten źle strzelił, ale w odpowiednim miejscu i czasie znalazł się Władimir Dwaliszwili.
– To był dobry, szybki mecz. Prowadziliśmy, więc pozostaje niedosyt. Przyjechaliśmy na Łazienkowską po zwycięstwo, ale akceptujemy jeden punkt i nie wydaje nam się, by kogoś krzywdził – mówił po meczu Łukasz Smolarow, asystent trenera Polonii Piotra Stokowca, który oglądał spotkanie z trybun.