Borussia zaczęła rozgrywki od zwycięstwa z Ajaksem Amsterdam, zapewnił je Robert Lewandowski golem w ostatnich minutach, jednak prawdziwe schody zaczynają się teraz. Dziś mecz z bogaczami z Manchesteru City, w następnej kolejce z Realem. Mistrz Niemiec, budowany na zdrowych zasadach finansowych, musi się mierzyć z tymi, którzy pieniędzy nie liczą.
Borussia nie wydaje więcej, niż zarobi, w poprzednim sezonie miała ponad 30 mln euro zysku. A Manchester City rok temu pobił rekord: ponad 240 mln euro strat w jeden sezon. Na razie szejk Mansour z Abu Zabi i firmy kontrolowane przez jego rodzinę zasypują tę przepaść między wydatkami i przychodami. Ale trudno to nazwać zdrowo funkcjonującym piłkarskim biznesem.
– Szejk? Nie przyjąłbym go do klubu. To ryzykowne. Przykład Malagi pokazuje, że taki inwestor może traktować klub jak zabawkę, która mu się znudzi – mówi Hans-Joachim Watzke, dyrektor sportowy Borussii.
W Bundeslidze mistrz Niemiec zapomniał o niedawnym kryzysie i wygrał w ostatniej kolejce 5:0 z Borussią Moenchengladbach. Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski rozegrali całe spotkanie, a kapitan reprezentacji Polski po golu i dwóch asystach trafił po raz pierwszy w tym sezonie do jedenastki kolejki „Kickera". Pierwszy raz nie było jednak na boisku Roberta Lewandowskiego, który cały mecz oglądał z ławki rezerwowych. W ataku zastąpił go Julian Schieber i zebrał dobre recenzje.
Teorii natychmiast narodziło się bardzo dużo. Od wychowawczej – bo Lewandowski chciałby więcej zarabiać, po sportową – bo Lewandowski do tej pory strzelił tylko po jednym golu w Bundeslidze i Lidze Mistrzów. Nikt w Niemczech nie wątpi jednak, że dzisiaj polski napastnik wybiegnie w pierwszym składzie w Manchesterze. – Czasami trzeba pomyśleć o Robercie. On zawsze mógłby grać cały mecz i byłby wielkim zagrożeniem, ale przecież nie może wystąpić w 70 meczach w sezonie – tłumaczył Klopp.