Waldemar Fornalik powołał go na zgrupowanie przed meczami z Czarnogórą i Mołdawią, ale nie pozwolił zadebiutować. Mówił o Pawle Wszołku, że jest melodią przyszłości i będzie go dalej obserwował.
Gdyby nie kontuzja Jakuba Błaszczykowskiego, zapewne także teraz byłby rezerwowym. Ale stało się inaczej i Wszołek przechodzi szybką ścieżkę piłkarskiego dojrzewania. Przez kilka miesięcy z wyróżniającego się piłkarza przeciętnej ligowej drużyny awansował do roli tego, który ma strzelić gola Anglikom.
Jego trener z Polonii Warszawa Piotr Stokowiec mówi, że Wszołek pozbawiony jest układu nerwowego i nie odczuwa stresu. Dzięki temu zdobył publiczność przy Konwiktorskiej. Najpierw było trochę śmiechu, że drybluje jak pijany. Z każdym kolejnym meczem kibice dostrzegali w nim jednak młodzieńca bez kompleksów, który niezależnie od tego, czy gra z GKS Bełchatów, czy z Legią Warszawa, nie boi się ryzyka.
– W piątkowym debiucie w w meczu z RPA był trochę spięty. Widać było, że bardzo mu zależy, był na boisku wszędzie. Popełnił trochę głupich błędów, ale nie mogą źle ocenić pomocnika, który trzy razy podaje tak, że napastnikowi pozostaje tylko przyłożyć nogę? – mówi „Rz" Fornalik. W ekstraklasie Wszołek zadebiutował dwa lata temu, kilka miesięcy po tym, gdy odebrał dowód osobisty. Zagrał siedem meczów, nikt nie zwrócił na niego uwagi. W poprzednim sezonie przedstawił się publiczności już w pierwszej kolejce, został wybrany piłkarzem meczu. Trener Jacek Zieliński mówił, że to nie jest jeszcze piłkarz na pierwszy skład, ale pozwolił mu zagrać w 26 spotkaniach. Wszołek strzelił dwa gole.
– W poprzednim sezonie mogłem stać na dobrej pozycji i rozkładać ręce, a i tak nie dostawałem podań. Nie było to przyjemne. Wiem, że Józef Wojciechowski płacił i miał prawo dużo wymagać, ale po każdym meczu, zamiast skupiać się na treningach, myśleliśmy o tym, co prezes powiedział o nas prasie – mówił „Rz" Wszołek.