W ekstraklasie trwa właśnie kilka cichych protestów, czasami już trudno połapać się, o co w nich chodzi. Do niedawna mało kibiców przychodziło na stadion Lecha Poznań, w Łodzi fanom Widzewa nie podoba się polityka klubu, Legia od kilku kolejek rozdaje bilety dzieciom, w porównaniu z poprzednim sezonem na organizacji jednego meczu zarabia nawet o pół miliona złotych mniej.
Konflikt kierownictwa klubu z kibicami odżył, trener Jan Urban znowu trafił na czarny okres. Podczas jego poprzedniej kadencji Legia zaczęła walkę z chuliganami, wydała zakazy stadionowe. Obiekt był wtedy w przebudowie i ten czas miał zostać wykorzystany na zmianę profilu kibica – 30 tysięcy krzesełek na nowym stadionie mieli zapełniać ludzie, którzy do tej pory bali się przychodzić na mecze.
Nie udało się. Po uroczystym otwarciu podczas meczu z Arsenalem klub przeprosił się z tymi, którzy na trybunie północnej, tzw. Żylecie, dopingowali najgłośniej, niezależnie od klasy rywala i pogody. Sielanka nie trwała długo, kolejne kary płacone za race rzucane na boisko i świece dymne na trybunach wyprowadziły obie strony na ścieżkę wojenną. Decydującym momentem była zgoda klubu na wprowadzenie stewardów na trybunę północną. Ochroniarze mieli pilnować drożności ścieżek ewakuacyjnych. To był warunek wojewody mazowieckiego, który groził zamknięciem stadionu.
Derby Warszawy w piątej kolejce były ostatnim meczem, na którym Legia zarobiła na biletach tyle, ile chciała. Kibice wiedzieli, że łamiąc regulamin doprowadzą do interwencji wojewody. Po odpaleniu rac kierujący dopingiem prosił kibiców o wysiłek do ostatniej minuty, bo „zapewne w tym roku nie będzie już okazji". Wojewoda zamknął Żyletę, kibice zaczęli oddawać karnety. Straty z tego powodu szacuje się na 300 tysięcy złotych.
Na mecz z Piastem Gliwice na stadion przyszło około 10 tysięcy osób, najmniej w historii nowego obiektu, poza tym wielu miało darmowe wejściówki od klubu. Podczas ostatniego spotkania z Jagiellonią nie było lepiej. Hit z Wisłą przyciągnął 13 tysięcy ludzi. Dopingu nie ma, a w porównaniu z poprzednim sezonem, kiedy Legia mogła pochwalić się największą frekwencją w ekstraklasie, wpływy z biletów szacuje się na niższe o ponad milion złotych.