Już dawno na derby Madrytu (sobota, 22, Canal+ Gol) nie czekano z taką niecierpliwością. Po 13 kolejkach Atletico wyprzedza Real aż o osiem punktów, do Barcelony traci tylko trzy. Tak dobrego startu w sezonie nie miało od 16 lat, czyli od czasu kiedy zdobyło ostatnie mistrzostwo i Puchar Króla, a w Lidze Mistrzów awansowało do ćwierćfinału.
– Jestem pod wielkim wrażeniem gry moich zawodników. Odnieśliśmy w Primera Division jedenaście zwycięstw, jeden mecz zremisowaliśmy, tylko jeden przegraliśmy – wylicza Diego Simeone. Trener, który odmienił drużynę. Z piłkarzy, którzy nie wierzyli w siebie, zrobił zwycięzców. Wojowników, którzy tak jak kiedyś on o sobie mówił, wychodzą na boisko z nożem w zębach.
Być jak Guardiola i Mourinho
Bramkarz Thibaut Courtois mówi, że Simeone jest już tak dobry jak Pep Guardiola i Jose Mourinho. – Ma ogromną wiedzę na temat futbolu, jest inteligentny, lubimy z nim pracować – opowiada 20-letni Belg wypożyczony z Chelsea.
Argentyńczyk nie boi się dawać szansy młodym, powtarza, że u niego nie ma rezerwowych. Kibice kochają go nie tylko za zwycięstwa, ale też za takie deklaracje lojalności: – Może ktoś uzna mnie za dziwaka, ale w życiu kieruję się pewnymi staromodnymi zasadami, których nie zmieniam. Nigdy nie poprowadzę Realu. Moje serce bije dla Atletico – przyznaje.
Bo Simeone to jeden z nich. Grał tu z przerwami pięć lat. Od nieżyjącego już charyzmatycznego prezesa Jesusa Gila zdążył usłyszeć wiele pochwał i gróźb. Właśnie mija rok, od kiedy został trenerem Atletico. Twardą ręką prowadził zespół do zwycięstwa w Lidze Europejskiej. Poukładał wszystkie elementy w całość. I dziś triumfuje.