Atletico: trzeci muszkieter

Piłkarze Diego Simeone pokazują, że Primera Division nie musi być ligą dwóch gigantów.

Aktualizacja: 29.11.2012 07:40 Publikacja: 28.11.2012 22:49

Radamel Falcao, kolumbijska twarz Atletico, najlepszy strzelec drużyny i jej największa gwiazda

Radamel Falcao, kolumbijska twarz Atletico, najlepszy strzelec drużyny i jej największa gwiazda

Foto: AP

Już dawno na derby Madrytu (sobota, 22, Canal+ Gol) nie czekano z taką niecierpliwością. Po 13 kolejkach Atletico wyprzedza Real aż o osiem punktów, do Barcelony traci tylko trzy. Tak dobrego startu w sezonie nie miało od 16 lat, czyli od czasu kiedy zdobyło ostatnie mistrzostwo i Puchar Króla, a w Lidze Mistrzów awansowało do ćwierćfinału.

– Jestem pod wielkim wrażeniem gry moich zawodników. Odnieśliśmy w Primera Division jedenaście  zwycięstw, jeden mecz zremisowaliśmy, tylko jeden przegraliśmy – wylicza Diego Simeone. Trener, który odmienił drużynę. Z piłkarzy, którzy nie wierzyli w siebie, zrobił zwycięzców. Wojowników, którzy tak jak kiedyś on o sobie mówił, wychodzą na boisko z nożem w zębach.

Być jak Guardiola i Mourinho

Bramkarz Thibaut Courtois mówi, że Simeone jest już tak dobry jak Pep Guardiola i Jose Mourinho. – Ma ogromną wiedzę na temat futbolu, jest inteligentny, lubimy z nim pracować – opowiada 20-letni Belg wypożyczony z Chelsea.

Argentyńczyk nie boi się dawać szansy młodym, powtarza, że u niego nie ma rezerwowych. Kibice kochają go nie tylko za zwycięstwa, ale też za takie deklaracje lojalności: – Może ktoś uzna mnie za dziwaka, ale w życiu kieruję się pewnymi staromodnymi zasadami, których nie zmieniam. Nigdy nie poprowadzę Realu. Moje serce bije dla Atletico – przyznaje.

Bo Simeone to jeden z nich. Grał tu z przerwami pięć lat. Od nieżyjącego już charyzmatycznego prezesa Jesusa Gila zdążył usłyszeć wiele pochwał i gróźb. Właśnie mija rok, od kiedy został trenerem Atletico. Twardą ręką prowadził zespół do zwycięstwa w Lidze Europejskiej. Poukładał wszystkie elementy w całość. I dziś triumfuje.

Zaraźliwa motywacja

Niektórzy mówią, że Simeone urodził się na ławce. Inni wypominają mu dość prymitywne metody treningowe i ostry język. Na razie przynoszą one skutek. Z Estudiantes La Plata zdobył pierwszy od 23 lat tytuł mistrza Argentyny, Catanię uratował przed spadkiem z Serie A.

Sukcesów Atletico nie byłoby jednak bez Radamela Falcao. We wspomnianym finale Ligi Europejskiej Kolumbijczyk strzelił Athletikowi Bilbao dwie bramki (3:0), w sierpniowym meczu o Superpuchar Europy sam ograł Chelsea (4:1), zdobywając hat-trick. W tym sezonie Primera Division ma już 11 goli, lepsi są tylko Leo Messi (19) i Cristiano Ronaldo (12).

– To, co wyczynia Falcao, jest nie do opisania. Nieważne, jak wysoko podniesiesz mu poprzeczkę, on zawsze stanie na wysokości zadania. Każdego dnia ciężko pracuje, by być lepszym, a jego motywacja jest zaraźliwa – chwali Kolumbijczyka Simeone. A Falcao odwdzięcza się, twierdząc, że nie byłby tak skuteczny, gdyby nie trener, który ma duży wpływ na jego rozwój.

Granat i brzytwa

– Kiedy byłem mały, miałem wielu idoli. Chciałem być jak Maradona, później inspirowali mnie Marco van Basten, Gabriel Batistuta, Hernan Crespo, Ronaldo i Filippo Inzaghi. Teraz na świecie jest dwóch niesamowitych piłkarzy: Messi i Cristiano Ronaldo – mówi skromnie, nie wspominając o sobie.

Z Portugalczykiem łączy go ten sam agent, menedżer największych gwiazd, Jorge Mendes. Ale na boisku Tygrys z Kolumbii bardziej przypomina Inzaghiego. Przyczajony, grający na granicy spalonego, czekający na błąd i wykorzystujący go z zimna krwią. Kiedyś jeden z obrońców w lidze argentyńskiej powiedział o nim, że gdy wbiega w pole karne, w jednej ręce trzyma odbezpieczony granat, a w drugiej brzytwę.

O cichego zabójcę z Kolumbii biją się najwięksi europejskiej piłki. Wiadomo, że trzeba za niego zapłacić co najmniej 50 mln euro. Działacze Atletico są już przygotowani na jego odejście.

Luis Suarez, Edinson Cavani, Klaas-Jan Huntelaar czy rodak Falcao Jackson Martinez z FC Porto to tylko niektóre z nazwisk wymienianych wśród następców Kolumbijczyka. Pod uwagę brany jest podobno nawet powrót Fernando Torresa, który cały czas nie potrafi się odnaleźć w Chelsea.

Atletico daje nadzieję na przerwanie dominacji Realu i Barcelony. Ale w Hiszpanii nie brak głosów, że to jedynie chwilowy powiew świeżości. Przecież w poprzednich latach Valencia też niby dotrzymywała kroku wielkiej dwójce, a kończyła sezon daleko za plecami potentatów.

Próba ognia

Prezydent Sevilli Jose Maria del Nido, skazany niedawno za oszustwa finansowe, stwierdził w ubiegłym roku, że Primera Division zaczyna się niebezpiecznie upodabniać do ligi szkockiej, jest nudna i przewidywalna, bo bogaci nie dają biednym dojść do stołu, zostawiając dla nich tylko okruchy. Czy zadłużonemu Atletico uda się uratować wizerunek ligi i odbudować swoją potęgę?

Pierwszy i jedyny  mecz w lidze Atletico przegrało dopiero na początku listopada, na wyjeździe z Valencią 0:2. Ale czasem prawdy ma być dla piłkarzy Simeone grudzień: dwa tygodnie po derbach Madrytu jadą na Camp Nou.  – Nie boimy się Realu. Chcemy wygrać na Santiago Bernabeu – zapowiada odważnie Falcao.

I tylko szkoda, że nie będzie mógł tego zobaczyć Jesus Gil (zmarł w roku 2004). Pewnie po kolejnych triumfach znów paradowałby po ulicach na białym koniu i kąpał się z radości w szampanie.

Już dawno na derby Madrytu (sobota, 22, Canal+ Gol) nie czekano z taką niecierpliwością. Po 13 kolejkach Atletico wyprzedza Real aż o osiem punktów, do Barcelony traci tylko trzy. Tak dobrego startu w sezonie nie miało od 16 lat, czyli od czasu kiedy zdobyło ostatnie mistrzostwo i Puchar Króla, a w Lidze Mistrzów awansowało do ćwierćfinału.

– Jestem pod wielkim wrażeniem gry moich zawodników. Odnieśliśmy w Primera Division jedenaście  zwycięstw, jeden mecz zremisowaliśmy, tylko jeden przegraliśmy – wylicza Diego Simeone. Trener, który odmienił drużynę. Z piłkarzy, którzy nie wierzyli w siebie, zrobił zwycięzców. Wojowników, którzy tak jak kiedyś on o sobie mówił, wychodzą na boisko z nożem w zębach.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum