W Ekstraklasie bojkot goni bojkot. Co tydzień w innym miejscu, co tydzień z innego powodu. Trudno już zorientować się, kto o co walczy. Wiadomo tylko, że kluby tracą miliony złotych, a to odbije się na transferach i zarobkach piłkarzy.
Najgłośniejsza cisza jest na stadionie Legii. Podczas ostatniego meczu z Ruchem na żylecie pojawiła się grupa ludzi i chciała poprowadzić doping. Nagle między krzesełkami pojawili się ubrani na czarno kibice, którzy nakazali łamistrajkom opuszczenie miejsc.
Na Legii frekwencja spadła w porównaniu z początkiem sezonu o 7 tysięcy, co oznacza duże straty dla klubu, który po wybudowaniu nowego stadionu już raz ze swoimi kibicami się godził. To było przyznanie się do porażki, cofnięto zakazy stadionowe ze strachu przed pustymi miejscami.
Wejście za kaucją
W poprzednim sezonie Legia grała w kwalifikacjach, a później w grupie Ligi Europejskiej. Za złe zachowanie kibiców, m.in. odpalanie rac, musiała zapłacić 77 tysięcy euro. W tym roku przygoda w Europie skończyła się już na eliminacjach, ale UEFA zdążyła nałożyć na klub grzywny w wysokości blisko 200 tysięcy euro.
Szefowie Legii spodziewali się bojkotu, kiedy na spotkaniu z wojewodą mazowieckim dowiedzieli się, że na żyletę mają zostać wprowadzeni stewardzi.