Wydawało się, że wszyscy zgodzą się na zmiany. Piłkarze grają za krótko, mają dwie kilkumiesięczne przerwy w roku, zaczynają rozgrywki tak późno, że nie potrafią przygotować się do europejskich pucharów, a kiedy boiska nadają się do gry – odpoczywają.
Wczoraj na posiedzeniu rady nadzorczej miał zostać zatwierdzony nowy system ligowy. Głosowanie wykreślono jednak z planu obrad, gdy okazało się, że reforma nie ma poparcia w klubach ekstraklasy.
Mydlenie oczu
Za pół roku kończy się umowa ze sponsorem, za półtora wygasa kontrakt telewizyjny. Nowy szef Ekstraklasy Bogusław Biszof zatrudniony został po to, by pokazał, jak zarobić na polskiej piłce. Reformę systemu rozgrywek uznał za priorytet. W czasach kryzysu przy podpisywaniu nowych umów ze sponsorami chciałby otrzymać podobne pieniądze jak dotychczas. W zamian dałby więcej meczów, a to „większa ekspozycja marki" w trakcie transmisji.
Ekstraklasa przedstawiła klubom projekt nowego systemu. Po 30 kolejkach sezonu zasadniczego liga dzieliłaby się na dwie grupy – pierwsza walczyłaby o mistrzostwo, druga broniła przed spadkiem. Każda drużyna rozegrałaby siedem dodatkowych meczów, w zależności od miejsca zajętego po sezonie zasadniczym – trzy lub cztery na własnym stadionie. Po pierwszej części sezonu liczba wywalczonych punktów miała zostać podzielona na pół, by spłaszczyć tabelę i wyrównać szanse.