Czwartek. Trening przed sobotnim meczem trzeciej rundy Pucharu Anglii z Watford. Na zdjęciach zrobionych przez jednego z fotoreporterów widać, jak Mancini łapie Balotellego za koszulkę i szarpie go ze złości. Obu panów musieli rozdzielać członkowie sztabu szkoleniowego. Co tak zdenerwowało menedżera City? – Mario kopnął Scotta Sinclaira. Powiedziałem mu, żeby zszedł z boiska. Nie chciał tego zrobić, więc postanowiłem mu pomóc. Nic szczególnego. Trochę mnie poniosło – opowiadał Mancini.
Balotelli znowu pokazał, że jest niereformowalny. Ile już razy tłumaczono mu, by szanował kolegów. I nie zapominał o dobru drużyny. Nie docierają do niego słowa, nie robią na nim wrażenia też kary. Dopiero co musiał zapłacić 340 tys. funtów za zbyt wiele opuszczonych meczów w ubiegłym sezonie z powodów dyscyplinarnych. Ale dla niego to tyle co dwie tygodniowe pensje. Dlatego w ostatniej chwili wycofał skargę do ligowego trybunału.
Niech nikogo jednak nie zmyli, że dla Mario pieniądze nie są ważne. Strażacy musieli siłą wyprowadzać go z płonącego domu, bo zamierzał wrócić po walizki z milionami funtów. Na zakupy jeździ z plikiem banknotów na fotelu pasażera, a na pytanie policjanta, dlaczego to robi, odpowiada: – Bo mogę. A dlaczego ciągle zostawiam samochód w tym samym niedozwolonym miejscu? Bo tu jest moja ulubiona restauracja.
Kiedyś wysłany przez mamę do sklepu po żelazko i deskę do prasowania, wrócił kilka godzin później z ciężarówką wypełnioną m.in. dwoma skuterami i stołem do ping ponga. Żelazka i deski do prasowania nie znalazł.
– Mario daje z siebie najwięcej, gdy czuje, że jest kochany – przekonywał niedawno Zlatan Ibrahimović. Rozumiał to Cesare Prandelli, dał mu szansę i Balotelli poprowadził reprezentację Włoch do finału Euro 2012. A mniej odważny Marcello Lippi dwa lata wcześniej nie zabrał go na mundial, bo bał się, że rozsadzi mu drużynę, i przyjechał z RPA już po fazie grupowej.