Kibice na Stadio Olimpico napisali mu na transparencie: „Następny przystanek – Piola", ale pewnie aż tak daleko go nogi nie poniosą. To i tak cud, że po tylu kontuzjach i operacjach, mając całkiem niedaleko do czterdziestki (w tym roku kończy 37 lat) jeszcze potrafi być najlepszy na boisku, nie wspomina o kończeniu kariery i przeprowadza AS Romę cało przez kolejną burzę.
Silvio Piola, najskuteczniejszy piłkarz w historii Serie A, jest o 49 goli przed nim. Francesco Totti ma od ostatniej niedzieli 225 goli w Serie A i właśnie dogonił będącego na drugim miejscu listy wszech czasów Gunnara Nordahla. Ale z czołowej dziesiątki tej listy tylko on i Alessandro Del Piero wszystkie bramki zdobyli dla jednego klubu. I tylko Totti zdobywał je dla klubu, w którym się wychował, z miasta w którym się urodził, i którego nigdy nie zostawił.
Propozycji miał wiele: najpoważniejszą z Madrytu, bo tych z Turynu czy Mediolanu nie brał poważnie pod uwagę. Co on miałby robić na Północy? To nie jest miejsce dla takich sobiepanów jak on. Tam pewnie miałby więcej sukcesów, więcej pieniędzy, większą szansę na uznanie, bo jak na mistrza świata z 2006 i jednego z największych artystów jakich miał futbol w ostatnich kilkunastu latach, nie był nigdy specjalnie rozpieszczany. Ale tam nie czułby się u siebie. Wystarczyło mu kłopotów w kadrze, gdy się kiedyś nasłuchał od Paolo Maldiniego, że drużyna nie akceptuje jego kaprysów i naprawdę nie ma potrzeby, żeby na mundial (to było w 2002 w Korei) ciągnął ze sobą cały swój rzymski dwór. A on bez dworu nie może żyć.
Wkrótce – 28 marca - minie 20 lat, od kiedy zadebiutował w Romie, od 15 lat jest jej kapitanem, wszystko się tam kręci wokół niego. To jego pensja, jego humory, jego przyjaźnie są punktem odniesienia dla całej drużyny. Pojawiła się nawet informacja, że klub rozważa nazwanie jego imieniem stadionu, który planuje wybudować, by już nie musieć dzielić się z Lazio miejskim Stadio Olimpico.
W chaotycznie zarządzanym klubie, w szatni nad którą mało który z trenerów potrafił zapanować, Totti dostaje wszystko czego chce. Dzieli kibiców Romy, niektórzy uważają, że póki jest Totti, nie ma mowy o przebudowie drużyny, że Totti strzela i podaje, ale też głupio fauluje, traci piłkę, jest nieprzewidywalny. Zebrał w karierze kilkanaście czerwonych kartek, z Euro 2004 odjechał wyrzucony za oplucie Duńczyka Christiana Poulsena, zbierał kary za faule i prowokacje. Ale większość jest za nim, za Er Pupone, czyli – w rzymskim dialekcie - dużym dzieckiem, całe życie związanym z Rzymem. Może niezbyt lotnym, ale potrafiącym i to wykorzystać na swoją korzyść, jak wtedy gdy wydał książkę z dowcipami o sobie. Urodzonym w biednej dzielnicy, dziś mieszkającym w Eurosky Tower, najwyższym apartamentowcu miasta, ale ciągle powtarzającym, że jego wymarzone chwile to cappuccino z żoną na Piazza di Spagna.